96
godzin.
Cztery
dni.
Tyle
czasu, spędziłam na nieustannym użalaniu się nad sobą.
Zrozumiałam swój błąd i momentalnie pojawił się na pierwszym
miejscu listy „Rzeczy, których żałuje”.
Jestem
w rozsypce.
Wewnątrz
i na zewnątrz.
Szukam
słodkiego towarzystwa w postaci wysokiego szatyna z czekoladowymi
oczami.
Pan
Bieber, stał się moim ideałem.
Jestem
tak daleko, a pamiętam jak mnie całował.
Drewniane
schody, a na nich my. Szczelnie objęci.
Słysząc
jego seksowny głos z nutką chrypki...
Oh.
Przyjemność
pomieszana z dobijającą tęsknotą.
Ma
w oku dziwny rodzaj spojrzenia, jakby nikt nie wiedział nic prócz
nas. Przez siedem dni, byliśmy swoim własnym, małym sekretem i to
było magiczne. Wszystko czym jest, jest wszystkim czego kiedykolwiek
będę potrzebować.
Teraz
już nie chcę go nienawidzić. Stracenie tego chłopaka, nawet przez
chwile nie było w porządku.
Oczarował
mnie.
Byłabym
zdolna do tego, by błagać go na kolanach, do umieszczenia swoich
otwartych ust na moich i powolnego zamknięcia ich.
One
są przeznaczone do bycia razem.
~*~
Siedziałam na kanapie,
bez przerwy przełączając kanały. Moja nuda osiągnęła najwyższy
szczyt, a i tak nikt nie był w stanie sprawić bym ruszyła swoje
ciało i chociaż na chwilę wyszła z domu.
Caitlin przesiadywała
zamknięta w pokoju, namiętnie rozmawiając z Ryan'em. Jednak ja nie
miałam jakiejkolwiek ochoty na obserwowanie jego twarzy.
Przypuszczam, że jest razem z moim problemem numer jeden i nawet
jeśli pragnęłam go zobaczyć, myślę, że nie byłoby to dobrym
posunięciem.
Głośny dźwięk dzwonka
do drzwi, rozległ się po całym mieszkaniu. Westchnęłam
zrezygnowana, mając nadzieje, że moja współlokatorka raczy
otworzyć. Niestety, jak zwykle się przeliczyłam i już po chwili
stałam twarzą w twarz z przypominającym mi kogoś chłopakiem.
Ciemne blond włosy,
dziwny uśmiech...
Przede mną stał nie kto
inny jak pan bojący się o moje bezpieczeństwo narażone przez
rozwiązane sznurówki.
-Pomyliłeś
adresy?-zapytałam, nawet nie próbując być miłą.
-Nie, ja właściwe to
przyszedłem do...
-Co Ty tu
robisz?!-przerwał mu głośny głos Bloom, która zdezorientowana
wpatrywała się w naszą dwójkę.
-To Wy się
znacie?-wtrąciłam, obserwując jak moja przyjaciółka morduje
wzrokiem człowieka, którego imienia nie znam.
-Em...długa historia.
Uniosłam jedną brew ku
górze, wyczuwając napiętą atmosferę między nami wszystkimi.
Wzdrygnęłam ramionami widząc, że Cait ewidentnie chce opieprzyć
chłopaka, więc skutecznie się wycofałam i z powrotem usiadłam na
kanapie.
Nie powiem, że nie
zainteresowała mnie ta sytuacja.
Chłopak, który dwa dni
temu głupio zatrzymuje mnie na chodniku, puka w moje drzwi, a potem
okazuje się, że przyszedł do mojej przyjaciółki.
Jeżeli znów się w coś
wplątała, nie mam zamiaru jej z tego wyciągać.
-Nazywam się Eddie.-męski
głos, wyrwał mnie z zamyśleń. Prychnęłam pod nosem,
stwierdzając, że brzmiał jak pierwszoklasista, który przedstawia
się na środku klasy.
-Audrey.-od niechcenia
podałam mu rękę.
-Wiem.
-Jesteś jakimś szpiegiem
czy coś?
-Nie
do końca.-zaśmiał się, wpatrując się we mnie rozbawionym
wzrokiem. Odruchowo odwróciłam głowę.
Nie
chciałam by ktoś patrzył na mnie z takim błyskiem w oku.
Nie
chciałam się komuś podobać.
Chciałam
tylko Justina.
-Słyszałem,
że masz złamane serce lub cokolwiek w tym stylu.
-Zaczynam
się ciebie bać.- ten chłopak wiedział o mnie rzeczy, których nie
powinien. Nawet jeśli to było tylko imię i moje aktualne
załamanie, dla mnie było to stanowczo za dużo.
-Mogę
pomóc Ci się z tego wyleczyć.-przysunął się do mnie bliżej,
czego zdecydowanie nie powinien robić.
-Odsuń
się.-wysyczałam, próbując zepchnąć jego rękę, która
bezczelnie spoczywała na moim ramieniu.
-Uśmiech!-usłyszałam
wesoły krzyk przyjaciółki, po czym moją twarz oświetlił blask
sygnalizujący zrobienie zdjęcia.
Czy
ona właśnie zrobiła nam zdjęcie, gdzie ten idiota obejmuje mnie
swoją paskudną ręką?
Przeczesałam
włosy, rzucając cicho przekleństwami pod nosem. Mój wzrok
pokierowałam na dziewczynę, a ta tylko niewinnie się uśmiechając,
odłożyła telefon na stolik.
Nienawidzę
jej.
Nie
zważając na nic, zmusiłam swoje ciało do wstania, udając się do
swojego pokoju.
Ten
dzień zapowiadał się wspaniale.
Naprawdę do szczęścia wystarczyłaby mi tylko wygodna kanapa i
ciepły koc. W żadnym wypadku nie potrzebowałam obcego chłopaka,
który na pewno był zbyt pewny siebie.
Justin's
POV
Tyle
pieprzonego czasu, minęło odkąd mogłem zatopić się w jej
pełnych malinowych ustach oraz spojrzeć w te piękne, głębokie
oczy.
Czuję
się jak jakaś szmaciana lalka, bez uczuć, którą dzieciaki,
wyszarpują sobie z rąk do rąk.
Moje
uczucia stały się tak silne, że ledwo udaje mi się je ukryć,
przed osobami trzecimi, których nawet nie powinno to obchodzić.
Strata
jej, nauczyła mnie jak beznadziejny może być świat, bez drugiej
osoby. Tak jakbym był w jakimś koszmarze. Stał sam na środku
ulicy, a dookoła nie było by nic, oprócz ciemnych chmur i deszczu
lejącego się strunami.
Chciałbym
żeby teraz usłyszała bicie mojego serca, które uderza z
niesamowitą prędkością, gdy tylko o niej pomyśle.
Przepraszam
samego siebie za to wszystko, bo nie wiem ile to jeszcze potrwa.
~*~
Zajmowałem
stolik w jakimś tandetnym klubie, powoli sącząc napój z mojego
plastikowego kubka. Ryan wyciągnął mnie siłą do tego miejsca i
miałem wrażenie, że gdyby tylko mógł, skakałby ze szczęścia
tu i teraz.
Poczułem
delikatne wibracje w kieszeni moich spodni, co oznaczało, że ktoś
próbował się ze mną skontaktować. Sięgnąłem dłonią po
telefon, odblokowując ekran i jak zaczarowany się w niego
wpatrując.
Wiadomość
od Audrey.
Po
otworzeniu jej, najzwyklej w świecie, poczułem się jak nic nie
warty śmieć.
Dziewczyna,
za którą tak bardzo tęskniłem, siedziała objęta przez jakiegoś
pieprzonego chłopaka.
Sam
siebie nie kontrolując, uderzyłem pięścią o stół, powodując,
że mój drink rozlał się po całej jego przestrzeni. Mocniej
zacisnąłem obie dłonie, natychmiastowo wstając z miejsca, po czym
uporczywie zacząłem przeciskać się przez wszystkich ludzi, którzy
korzystali z dzisiejszego wieczoru. Cholerne pary, obściskiwały się
ze sobą, a ja czułem jak upadam.
Upadam
emocjonalnie.
Jestem
tak naiwny.
Odpychając
od siebie ludzi, potrzebujących tylko jednego, dotarłem do baru,
gdzie usiadłem na wysokim krześle.
-Daj
mi jedną kartkę i długopis.-rzuciłem do barmana, który
zdezorientowany przeszywał mnie wzrokiem.
-Po
co?
-Po
prostu mi daj.-warknąłem.
Mężczyzna
posłusznie podał mi potrzebne rzeczy i nie przeszkadzając mojej
osobie, zajął się swoimi sprawami.
Stało
się to czego tak bardzo się bałem.
Zauważyła
innego.
„Nie
rezygnuj ze mnie Justin”
Od
momentu kiedy zadzwoniła do mnie i powiedziała te pięć słów,
niczym innym nie żyłem.
A
teraz ona sama, zrezygnowała ze mnie.
*Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
Cześć wszystkim.
I znowu nie wiem, czy powinnam być zadowolona.
Czuję, że czegoś brakuje.
Ale to i tak zależy od Was.
Mam nadzieje, że opinii będzie tyle ile było pod poprzednim rozdziałem.
Miłych wakacji!
Pozdrawiam :)