niedziela, 29 czerwca 2014

Twelve

96 godzin.
Cztery dni.
Tyle czasu, spędziłam na nieustannym użalaniu się nad sobą. Zrozumiałam swój błąd i momentalnie pojawił się na pierwszym miejscu listy „Rzeczy, których żałuje”.
Jestem w rozsypce.
Wewnątrz i na zewnątrz.
Szukam słodkiego towarzystwa w postaci wysokiego szatyna z czekoladowymi oczami.
Pan Bieber, stał się moim ideałem.
Jestem tak daleko, a pamiętam jak mnie całował.
Drewniane schody, a na nich my. Szczelnie objęci.
Słysząc jego seksowny głos z nutką chrypki...
Oh.
Przyjemność pomieszana z dobijającą tęsknotą.
Ma w oku dziwny rodzaj spojrzenia, jakby nikt nie wiedział nic prócz nas. Przez siedem dni, byliśmy swoim własnym, małym sekretem i to było magiczne. Wszystko czym jest, jest wszystkim czego kiedykolwiek będę potrzebować.
Teraz już nie chcę go nienawidzić. Stracenie tego chłopaka, nawet przez chwile nie było w porządku.
Oczarował mnie.
Byłabym zdolna do tego, by błagać go na kolanach, do umieszczenia swoich otwartych ust na moich i powolnego zamknięcia ich.
One są przeznaczone do bycia razem.

~*~
Siedziałam na kanapie, bez przerwy przełączając kanały. Moja nuda osiągnęła najwyższy szczyt, a i tak nikt nie był w stanie sprawić bym ruszyła swoje ciało i chociaż na chwilę wyszła z domu.
Caitlin przesiadywała zamknięta w pokoju, namiętnie rozmawiając z Ryan'em. Jednak ja nie miałam jakiejkolwiek ochoty na obserwowanie jego twarzy. Przypuszczam, że jest razem z moim problemem numer jeden i nawet jeśli pragnęłam go zobaczyć, myślę, że nie byłoby to dobrym posunięciem.
Głośny dźwięk dzwonka do drzwi, rozległ się po całym mieszkaniu. Westchnęłam zrezygnowana, mając nadzieje, że moja współlokatorka raczy otworzyć. Niestety, jak zwykle się przeliczyłam i już po chwili stałam twarzą w twarz z przypominającym mi kogoś chłopakiem.
Ciemne blond włosy, dziwny uśmiech...
Przede mną stał nie kto inny jak pan bojący się o moje bezpieczeństwo narażone przez rozwiązane sznurówki.
-Pomyliłeś adresy?-zapytałam, nawet nie próbując być miłą.
-Nie, ja właściwe to przyszedłem do...
-Co Ty tu robisz?!-przerwał mu głośny głos Bloom, która zdezorientowana wpatrywała się w naszą dwójkę.
-To Wy się znacie?-wtrąciłam, obserwując jak moja przyjaciółka morduje wzrokiem człowieka, którego imienia nie znam.
-Em...długa historia.
Uniosłam jedną brew ku górze, wyczuwając napiętą atmosferę między nami wszystkimi. Wzdrygnęłam ramionami widząc, że Cait ewidentnie chce opieprzyć chłopaka, więc skutecznie się wycofałam i z powrotem usiadłam na kanapie.
Nie powiem, że nie zainteresowała mnie ta sytuacja.
Chłopak, który dwa dni temu głupio zatrzymuje mnie na chodniku, puka w moje drzwi, a potem okazuje się, że przyszedł do mojej przyjaciółki.
Jeżeli znów się w coś wplątała, nie mam zamiaru jej z tego wyciągać.
-Nazywam się Eddie.-męski głos, wyrwał mnie z zamyśleń. Prychnęłam pod nosem, stwierdzając, że brzmiał jak pierwszoklasista, który przedstawia się na środku klasy.
-Audrey.-od niechcenia podałam mu rękę.
-Wiem.
-Jesteś jakimś szpiegiem czy coś?
-Nie do końca.-zaśmiał się, wpatrując się we mnie rozbawionym wzrokiem. Odruchowo odwróciłam głowę.
Nie chciałam by ktoś patrzył na mnie z takim błyskiem w oku.
Nie chciałam się komuś podobać.
Chciałam tylko Justina.
-Słyszałem, że masz złamane serce lub cokolwiek w tym stylu.
-Zaczynam się ciebie bać.- ten chłopak wiedział o mnie rzeczy, których nie powinien. Nawet jeśli to było tylko imię i moje aktualne załamanie, dla mnie było to stanowczo za dużo.
-Mogę pomóc Ci się z tego wyleczyć.-przysunął się do mnie bliżej, czego zdecydowanie nie powinien robić.
-Odsuń się.-wysyczałam, próbując zepchnąć jego rękę, która bezczelnie spoczywała na moim ramieniu.
-Uśmiech!-usłyszałam wesoły krzyk przyjaciółki, po czym moją twarz oświetlił blask sygnalizujący zrobienie zdjęcia.
Czy ona właśnie zrobiła nam zdjęcie, gdzie ten idiota obejmuje mnie swoją paskudną ręką?
Przeczesałam włosy, rzucając cicho przekleństwami pod nosem. Mój wzrok pokierowałam na dziewczynę, a ta tylko niewinnie się uśmiechając, odłożyła telefon na stolik.
Nienawidzę jej.
Nie zważając na nic, zmusiłam swoje ciało do wstania, udając się do swojego pokoju.
Ten dzień zapowiadał się wspaniale.
Naprawdę do szczęścia wystarczyłaby mi tylko wygodna kanapa i ciepły koc. W żadnym wypadku nie potrzebowałam obcego chłopaka, który na pewno był zbyt pewny siebie.

Justin's POV

Tyle pieprzonego czasu, minęło odkąd mogłem zatopić się w jej pełnych malinowych ustach oraz spojrzeć w te piękne, głębokie oczy.
Czuję się jak jakaś szmaciana lalka, bez uczuć, którą dzieciaki, wyszarpują sobie z rąk do rąk.
Moje uczucia stały się tak silne, że ledwo udaje mi się je ukryć, przed osobami trzecimi, których nawet nie powinno to obchodzić.
Strata jej, nauczyła mnie jak beznadziejny może być świat, bez drugiej osoby. Tak jakbym był w jakimś koszmarze. Stał sam na środku ulicy, a dookoła nie było by nic, oprócz ciemnych chmur i deszczu lejącego się strunami.
Chciałbym żeby teraz usłyszała bicie mojego serca, które uderza z niesamowitą prędkością, gdy tylko o niej pomyśle.
Przepraszam samego siebie za to wszystko, bo nie wiem ile to jeszcze potrwa.

~*~
Zajmowałem stolik w jakimś tandetnym klubie, powoli sącząc napój z mojego plastikowego kubka. Ryan wyciągnął mnie siłą do tego miejsca i miałem wrażenie, że gdyby tylko mógł, skakałby ze szczęścia tu i teraz.
Poczułem delikatne wibracje w kieszeni moich spodni, co oznaczało, że ktoś próbował się ze mną skontaktować. Sięgnąłem dłonią po telefon, odblokowując ekran i jak zaczarowany się w niego wpatrując.
Wiadomość od Audrey.
Po otworzeniu jej, najzwyklej w świecie, poczułem się jak nic nie warty śmieć.
Dziewczyna, za którą tak bardzo tęskniłem, siedziała objęta przez jakiegoś pieprzonego chłopaka.
Sam siebie nie kontrolując, uderzyłem pięścią o stół, powodując, że mój drink rozlał się po całej jego przestrzeni. Mocniej zacisnąłem obie dłonie, natychmiastowo wstając z miejsca, po czym uporczywie zacząłem przeciskać się przez wszystkich ludzi, którzy korzystali z dzisiejszego wieczoru. Cholerne pary, obściskiwały się ze sobą, a ja czułem jak upadam.
Upadam emocjonalnie.
Jestem tak naiwny.
Odpychając od siebie ludzi, potrzebujących tylko jednego, dotarłem do baru, gdzie usiadłem na wysokim krześle.
-Daj mi jedną kartkę i długopis.-rzuciłem do barmana, który zdezorientowany przeszywał mnie wzrokiem.
-Po co?
-Po prostu mi daj.-warknąłem.
Mężczyzna posłusznie podał mi potrzebne rzeczy i nie przeszkadzając mojej osobie, zajął się swoimi sprawami.
Stało się to czego tak bardzo się bałem.
Zauważyła innego.
Nie rezygnuj ze mnie Justin”
Od momentu kiedy zadzwoniła do mnie i powiedziała te pięć słów, niczym innym nie żyłem.

A teraz ona sama, zrezygnowała ze mnie.

*Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)* 
---
Cześć wszystkim.
I znowu nie wiem, czy powinnam być zadowolona.
Czuję, że czegoś brakuje.
Ale to i tak zależy od Was.
Mam nadzieje, że opinii będzie tyle ile było pod poprzednim rozdziałem.
Miłych wakacji!
Pozdrawiam :)
 

czwartek, 19 czerwca 2014

Eleven


Audrey's POV

48 godzin.
Dwa dni.
Budzę się rano i już wiem, że to nie jest najlepszy początek dnia.
Nie słyszę ciepłego „dzień dobry”.
Odwracam głowę i widzę, że prawa strona łóżka, wciąż jest wolna.
Zasypiałam, wstawałam – on ciągle był w mojej głowie. Wiem, że na własne życzenie jestem tutaj sama i to sprawia, że zaczynam coraz bardziej nienawidzić siebie.
Cholerny Justin Bieber, sprawił, że czuję się jak wrak człowieka, kiedy zwyczajnie go przy mnie nie ma. I mimo wszystko, nadal nie wiem jakimi uczuciami go darzę.
Cała ta sytuacja, coraz bardziej zaczyna przypominać mi jakąś chorą grę. Jestem pionkiem i zostałam zburzona, zwyczajnie sama wychodząc na pole.
Odlatywałam, gdy jego ciepły oddech otulał moje ciało.
Odlatywałam, gdy jego ochrypły głos, budził we mnie dreszcze.
Latałam, lecz tylko z nim.
Nazywał mnie swoim aniołem.
Gdzie są moje skrzydła?
Wciąż czuję na ustach, przyjemny smak, pełnych malinowych warg.
Czuję łzy, towarzyszące mi odkąd tylko opuściłam próg domku nad jeziorem.
Jedynym wspomnieniem, o którym chcę zapomnieć, jest pożegnanie. Zdecydowanie zrozpaczone, brązowe tęczówki chłopaka, nie są najlepszym widokiem dla osoby, która w tak krótkim czasie oszalała na ich punkcie.
Byłam podła i tak też się czułam.
To ja wywołałam wszystkie łzy.
Ja ignorowałam błagania.
Nie Caitlin, nie Ryan.
Ja.
Chciałam odpocząć od tego co wydarzyło się właśnie tam. Nie mogłam przywyknąć, do jego ramion, które każdego dnia, szczelnie mnie opatulały. To było coś nowego, nieznanego zwłaszcza, że jeszcze dziewięć dni temu, nawet nie chciałam na niego patrzeć. Myślę, że akurat to mnie zepsuło. Poddałam się urokowi szatyna, byłam uwięziona w tym uczuciu.
Jeżeli zostałabym tam z nim, prawdopodobnie w tym tygodniu wyjechalibyśmy na koniec świata, w następnym wzięlibyśmy ślub, a potem zostalibyśmy rodzicami.
Tak to wyglądało z mojej perspektywy.
~*~
-Powiesz mi w końcu, dlaczego go zostawiłaś?- podirytowany głos mojej przyjaciółki, rozległ się po pokoju. Niechętnie przeniosłam wzrok w jej kierunku, po czym usiadłam na łóżku, opierając się o jego zagłówek.
-To co się tam stało, nigdy nie powinno mieć miejsca. Gdybym wiedziała, że tak będzie, nie zgodziłabym się na ten chory układ.
-Nie rozumiem Cię.- burknęła.
-Nienawidzę kiedy mi zależy, wolę jak jest mi wszystko jedno.- wplątałam palce w włosy, delikatnie je rozczesując.
-A zależy Ci?
Mimo, że tak bardzo nie chciałam tego robić, pokiwałam głową.
-Nie powinnam nic do niego czuć, rozumiesz?
-Podobno jak ludzie są sobie pisani, to prędzej czy później na siebie trafiają.- powiedziała jakby była jakimś pieprzonym psychologiem.
Warknęłam cicho, wciąż utrzymując z nią kontakt wzrokowy.
-Bylibyście słodką parą.-dokończyła, na co tylko parsknęłam.
Owszem, przy Justin'ie czułam się inaczej niż zwykle, ale nie wiem czy aktualnie jestem gotowa na bycie z nim.
-Najlepszą parą jestem ja i moje łóżko, a teraz przepraszam lecz mój partner mnie wzywa.- odparłam, ciężko opadając na materac.
Caitlin po głośnym wypuszczeniu powietrza, grzecznie opuściła zamieszkiwany przeze mnie pokój. W tej sytuacji nie miałam ochoty na nic, co wiąże się z tym, że mądre gadanie mojej przyjaciółki, wcale by nie pomogło.

~*~

Stąpałam po chodniku, wracając z zakupów, na które siłą zmusiła mnie moja szanowna towarzyszka. Nie mogła uszanować mojej decyzji o zostaniu w miękkim, wygodnym łóżku, co byłoby najlepszą opcją w tym przypadku. Chciałam ten dzień i może jeszcze kilkanaście kolejnych, spędzić właśnie tam i nikt nie mógł mi tego zabronić.
Poczułam lekkie szarpnięcie, na co mocno już zirytowana odwróciłam się w kierunku człowieka, który śmiał zakłócić moją chwilę rozmyślań.
Przysięgam, że tak bardzo jakbym pragnęła, nie umiałam wyrzucić z głowy obrazu, wesoło uśmiechniętego Justin'a.
Stałam naprzeciwko przypadkowego chłopaka, który zakłopotany próbował wytłumaczyć mi powód, mojego zatrzymania.
-Rozwiązała Ci się sznurówka.- skinął głową w dół.
Oh...
Rzeczywiście biały sznurek, leżał spokojnie na ziemi.
-I tylko dlatego mnie zatrzymałeś?
-Nie chciałem byś się wywróciła, czy coś...- posłał mi nieśmiałe spojrzenie, przenosząc jedną z dłoni na swój kark.
-Od zawsze martwisz się tak o zwykłych przechodniów?- jedna z moich brwi uniosła się ku górze, w efekcie zdezorientowania.
I właśnie wtedy na miejscu dziwnego blondyna, pojawił się szatyn o niesamowicie czarującym spojrzeniu, ale oczywiście było to tylko wytworem mojej głupiej wyobraźni.
Cholera, oszalałam.
-To ten, ja już pójdę.- powiedział, starannie unikając odpowiedzi na moje pytanie.
Wzruszyłam ramionami, wiążąc przyczynę marnowania mojego czasu, po czym ruszyłam dalej, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym łóżku.
Przyznam, to co się stało było co najmniej dziwne, ale teraz nie miałam ochoty na zaprzątanie sobie głowy takimi bzdurami.

~*~

Przyjemna woń perfum Bloom, rozprzestrzeniła się po pokoju, gdy ponownie wtargnęła do niego, bez jakiegokolwiek czynu, który mógł przypominać pukanie.
-Poznałaś kogoś?
-A miałam?- spytałam.
-Myślałam, że otworzysz się na ludzi.- mruknęła, bawiąc się palcami u swojej ręki.
Spojrzałam na nią badawczym wzrokiem, od razu przypominając sobie chłopaka z ulicy. Jednak zdecydowałam się o nim nie mówić, bo uważałam ten fakt za nieistotny.
-Byłam tylko na zakupach.-stwierdziłam.-Miałam gadać do warzyw, które wsadzałam do koszyka?
Dziewczyna pokręciła z dezaprobatą głową, wstając i ponownie opuszczając pomieszczenie. W tym wypadku, nie musiała się trudzić, by znów tu przychodzić.
Na pewno nie byłabym obrażona.
Wzdychając głośno, opadłam na poduszkę.
Odwracając głowę w bok, mój wzrok napotkał telefon, spokojnie leżący obok. Zbytnio nie myśląc nad swoimi czynami, wybrałam numer, który powinien pozostać nienaruszony, tym bardziej przeze mnie.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty.
-Audrey?- usłyszałam lekko ochrypły głos, wzbudzający u mnie dreszcze, nawet w tym momencie. Przełknęłam ślinę, nerwowo przegryzając swoją dolną wargę.
-Nie rezygnuj ze mnie, Justin.-szepnęłam, natychmiast naciskając czerwoną słuchawkę.
Połączenie zakończone.
Mam w sobie dużo bólu, bo właśnie ten chłopak zabrał mi siebie.
Przykro mi, że wszystko potoczyło się w ten sposób, ale wrócę.
I jeśli zapyta mnie czy zostanę...

Zostanę.
 
*Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
Nie wiem czy mogę być zadowolona z tego rozdziału, ale to zależy od Was.
Przeogromnie dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim postem.
Mam nadzieję, że teraz też zdołacie do tylu dobić!
Tutaj możecie się ze mną skontaktować:
ask - kilk
tt- @HoranShesMine
Pozdrawiam! :)
 
 

środa, 11 czerwca 2014

Ten

Justin's POV

24 godziny.
Minęło tylko tyle cholernych godzin, a ja wciąż tkwię w pokoju i spoglądam na zegarek, odliczając czas od jej odejścia.
To było czymś, co bezczelnie mnie zabijało.
Trafiła w mój czuł punkt, zostawiając mnie samego i wyruszając bóg wie gdzie. Miałem sobie wszystko przemyśleć, lecz zamiast tego zostałem w tym domku, chcąc nacieszyć się wspomnieniami tak długo, jak to możliwe.
Bałem się, że nawet to odejdzie, tak jak zrobiła to ona. Zabrała ze sobą to co stworzyliśmy i jedynym czego teraz pragnąłem to jej ponownego wtargnięcia do mojego życia.
Ten tydzień doszczętnie zrujnował moje plany na wspaniałą przyszłość. Do niedawna śniłem o biznesie, imprezach, a nawet o dziewczynach przewijających się przez moje łóżko. Teraz to wszystko nie ma nawet najmniejszego sensu.
Audrey – brunetka, na której widok robiło mi się niedobrze, sprawiła, że moje życie wcisnęło przycisk „restart” i zacząłem żyć na nowo. Siedem cudownych dni, które rozprysły się jak zwykła bańka mydlana. Kliknąłem „stop” i mam wrażenie, że puszczę go dopiero wtedy, kiedy znów będę mógł ujrzeć mojego własnego anioła.
Nawet gdybym musiał trzymać ten przycisk, całe życie.
Wiem, że to stało się stanowczo za szybko.
Za szybko ją pocałowałem.
Za szybko się przywiązałem.
Za szybko przeszliśmy do etapu kochanków.
I właśnie to doprowadziło nas do tego, gdzie teraz jesteśmy.
Stoi naprzeciwko mnie.
Czekam, aż podejdzie.
Nagle otwieram oczy i oślepiają mnie promienie słońca, przedostające się przez lekko uchylone okno.
Nie mam pojęcia co się ze mną stało. Zupełnie jakby światło zamieniło się w ciemność.
Moje dłonie pozostają w bezruchu.
Nie mam czego dotknąć.
Głos jest odrętwiały.
Nie mam się do kogo odezwać.
Nie ma jej. Po prostu jej nie ma.
Próbuję wszystko wykrzyczeć, ale to staje się coraz trudniejsze.
Sprawia, że łzy spływają po mojej twarzy.
Jestem bezsilny.
Pragnę by zatęskniła za mną tak jak ja tęsknię za nią.
Chcę by doszła do wniosku, że beze mnie jest jej źle.
A jeżeli nie, to chcę by oddała mi klucze, bym w spokoju mógł zamknąć swoje serce z powrotem.
Zauważyłem, że lubię komplikować sobie życie, tak jakby było to moim popieprzonym hobby.

~*~
-Źle wyglądasz.-troskliwy głos mojego przyjaciela, powitał mnie, gdy po kilkunastu godzinach wreszcie pojawiłem się w salonie.-Co Ci się stało?
-Nie zrozumiesz.-wychrypiałem, siadając na kanapie, opierając głowę o jej zagłówek.
-Spróbuję.
Nastała cisza, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Była tym, co od teraz wciąż będzie mnie otaczać.
Przeniosłem na niego swój wzrok, głośno wypuszczając powietrze ze swoich suchych ust.
-Bolały Cię kiedyś wspomnienia?-spytałem.
-Oh...-mruknął, zatapiając rękę w swoich włosach.
Moment kiedy ona robiła to samo w moich, niespodziewanie we mnie uderzył.
-Strasznie się pogubiłem, jeszcze nigdy nie było tak źle.
-Kiedy ktoś odchodzi, to nie po to, żebyśmy za nim szli.-powiedział, pewnie myśląc, że doskonale mnie rozumie.
Ale do cholery tak nie było!
To nie on obdarzył jakimś mocnym uczuciem, osobę, której wcześniej wprost nienawidził. Nie miał pojęcia przez co teraz przechodzę. I może miał trochę racji w tym co mówił, ale to nie sprawiało, że chociaż w małym stopniu czułem się lepiej.
-Rozsypuję się, a minął dopiero jeden dzień. Ryan, to chore.
-Justin, to jej decyzja, ale osobiście sądzę, że też powinieneś ochłonąć po tym co się stało. Mieliście tydzień by chociaż stać się przyjaciółmi, a wy w tym czasie otworzyliście się na nowe uczucia. Nie mam Ci tego za złe, nawet się z tego cieszę, ale spójrz na to z innej strony. Dała Ci słowo, że wróci, więc nie myśl tylko o negatywnych rzeczach.
-Boję się.
-Czego?
-Uczuć.-szepnąłem, zakrywając swoją twarz, dłońmi.
Byłem mięczakiem.
-Już doskonale wiesz co to jest, prawda?-zapytał, a ja wręcz czułem jak tymi słowami, wypala we mnie dziurę. Nie chciałem okłamywać samego siebie. Prawdopodobnie nie miałem na to siły.
Pokręciłem twierdząco głową.
To prawda. Byłem niemal pewny jakimi uczuciami darzyłem Audrey, ale najzwyczajniej w świecie bałem się do nich przyznać.
Sam przed sobą.
Co robi teraz?
Zapewne wykłada swoje wszystkie rzeczy z tej ogromnej walizki, którą za sobą ciągnęła.
Czy myśli o mnie?
Chciałbym żeby myślała o mnie tak, jak ja myślę o niej.
Potrząsnąłem głową, jak idiota próbując wyrzucić z głowy te pytania.
To dziwne, że jednego dnia można być najszczęśliwszą osobą na świecie, a drugiego tak po prostu umierać z braku drugiej osoby.
~*~
Leżałem bezczynnie na łóżku, głupio wpatrując się w sufit.
Jestem w tym samym miejscu, bez tej samej osoby.
To tak cholernie boli.
Brak jej obecności, uświadomił mi tak wiele rzeczy, że zaczynałem pojmować dlaczego wyjechała.
Musiała przekonać się co czuje, gdy nie ma mnie w pobliżu.
Musiała być pewna swoich uczuć, jeżeli w ogóle jakimiś mnie darzyła.
Setki myśli.
Dziesiątki problemów.
Jedno, głupie serce.
Tak bardzo chcę się do niej przytulić.
I nawet jeśli jutro nie zobaczę jej pięknej twarzy, to nic się nie zmieni.


Nikt nie może zająć miejsca Audrey Gomez.

*Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
Witam wszystkich!
Myślicie, że dobijemy do 20 komentarzy?
Dacie radę?
Tutaj chcę też podziękować po raz kolejny, Wiktorii, która znów zrobiła dla mnie piękny obrazek <3
Pozdrawiam! :)