wtorek, 29 lipca 2014

Fifteen

Justin's POV

Kiedyś w życiu nastaje ten moment, kiedy po prostu wiesz, że jesteś szczęśliwy za pomocą zwykłego powodu.
Właśnie teraz patrząc na śpiącą dziewczynę, która leży tuż obok mnie, odczuwam narastające uczucie sprawiające, że mam ochotę skakać.
To jest właśnie to czego chciałem, prawda?
Zwykłej dziewczyny, która jednym spojrzeniem, da mi do zrozumienia, że jest tu dla mnie.
A ja jestem dla niej.
Wtedy naprawdę chciałem opuścić to miejsce.
Perspektywa bycia bez Audrey, kolejne kilkanaście godzin w moim życiu, wydawała się koszmarem, w którym zdecydowanie nie chciałem uczestniczyć.
I wtedy pojawiła się.
Ciemne włosy rozwiane na wietrze, łzy płynące po nieskazitelnej twarzy, a ja nie mogąc zrobić nic innego, rozłożyłem swoje ramiona, chwilę potem trzymając w nich swoją księżniczkę.
To uczucie, nie może równać się z niczym innym.
Czułem, że jest wszystkim czego pragnę.
Uśmiechnąłem się lekko, widząc jak z małym grymasem na twarzy, przekręca się na drugi bok lecz po chwili ciszę w domku, przerwało głośne pukanie do drzwi.
Zrezygnowany osunąłem z siebie kołdrę, po czym zakładając na siebie jakąś koszulkę, ruszyłem w kierunku drażniącego odgłosu.
Uchyliłem ciężkie drewno i od razu po zobaczeniu przybysza, chciałem trzasnąć nimi najgłośniej jak się tylko dało, ale mój wewnętrzny aniołek, nie pozwolił na to.
-Co Ty tutaj robisz?-syknąłem, praktycznie mordując ją wzrokiem.
To co zrobiła, w żadnym stopniu, nie przyczyniło się do szczęścia mojej dziewczyny.
Cholera, ona przez nią płakała.
Mój mały skarb, został skrzywdzony przez jedną z ważniejszych dla niej osób.
-Chcę porozmawiać z Audrey.
-Caitlin, nie wydaje mi się, żeby było to konieczne.
-Chcę jej to wyjaśnić.-odparła, wyraźnie zirytowana moim zachowaniem.
-Z tego co wiem, to już wszystko doskonale wyjaśniłaś. Chyba, że masz w zanadrzu jakieś pikantne szczegóły, co?-posłałem jej chamski uśmiech, oczekując, że w jednej chwili zrobi się cała czerwona.
Sukces.
-Zamknij się.
-Justin?-usłyszałem głos, dochodzący z niedaleka.
Tylko nie to.
-Justin, co ona tu robi?!-krzyknęła Aud, patrząc to na mnie, to na swoją „przyjaciółkę”.
-Kochanie spokojnie.-próbowałem załagodzić sytuację, używając czułego słówka, które ona tak uwielbia.
I które było przeznaczone tylko dla niej.
-O proszę panienka raczyła się pojawić.-Bloom zaśmiała się, posyłając dziewczynie rozbawione spojrzenie.
-Miałaś z nią porozmawiać, a nie obrażać!-wrzasnąłem, potem obserwując jak brunetka ze łzami w oczach, biegnie w kierunku sypialni.
Przeczesałem ręką włosy, wzdychając głośno.
Dlaczego nie możemy mieć chwili spokoju?
-Cait, wydaje mi się, że powinnaś już iść.
-Do zobaczenia, Bieber.-rzuciła na odchodne, a ja zamykając za nią drzwi, stanąłem pośrodku patrząc tępo przed siebie.
Chwilę potem ocknąłem się, słysząc cichy szloch, którego za cholerę tak bardzo nienawidziłem. Wtargnąłem do pokoju, widząc jak siedzi na łóżku, dławiąc się słonymi łzami i przysięgam, że w życiu nie czułem czegoś takiego w środku.
Jakby ktoś dosłownie wyrywał mi serce, ale nic nie mogę na to poradzić.
Cóż, zakochałem się.
Uklęknąłem przed nią, zabierając ręce z jej twarzy, czego od razu pożałowałem, zauważając opuchnięte od płaczu, policzki.
-Przestań, proszę.
-Po co? I tak wszystko się wali.-zaszlochała.-Boję się, że mogę stracić ciebie, tak samo jak straciłam ją.
-Nie stracisz.
-Czemu tak po prostu nie mogę być szczęśliwa?
-Audrey, skarbie.-zacząłem, używając kolejnego zdrobnienia i naprawdę uwielbiałem to robić.-Powiedz co mogę zrobić byś teraz się uśmiechnęła, a stanie się to tu i teraz.-w tej chwili zabrzmiałem jak jakiś tandetny czarodziej, ale miałem to gdzieś.
-Przytul.-wyciągnęła ręce przed siebie, a ja natychmiastowo przyciągnąłem mocno jej ciało do swojego.
Dziewczyna silnie zacisnęła dłonie na mojej szyi, wtulając swoją głowę jeszcze bardziej w moją szyję i nie przeszkadzało mi to.
-Będziemy szczęśliwi.-szepnąłem.

Audrey's POV

Popadłam w histerię.
Zawsze wiedziałam, że po tych wszystkich latach spędzonych razem, nastąpi czas na łzy.
Ale nie sądziłam, że odejdzie i mimo wszystko trudno jest powiedzieć „żegnaj”.
To tak jakbym otworzyła drzwi do zupełnie innego świata, zatrzaskując je przed nią.
Zostawiła wszystko co przeżyłyśmy za sobą, idąc do przodu zupełnie inną ścieżką.
Bezsensowny plan, zaufanej przeze mnie osoby, w ułamku jednej sekundy sprawił, że mój świat runął, a ja razem z jego pozostałościami.
I nie chcę oglądać jej twarzy teraz, gdy Justin zdołał ujawnić mój uśmiech.
-Będziemy się lenić tak przez cały dzień?-głos chłopaka rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy spokojnie leżał z głową na moich kolanach.
Zachichotałam cicho, szybko cmokając jego usta.
Właśnie przez niego czuję się lepiej i z pewnością nie chcę tego tracić.
-Myślisz, że gdybyśmy nie zgodzili się na ich propozycje, bylibyśmy razem?-spytałam.
-Nie.
-Dlaczego?
Moja ciekawość rosła wraz z jego poważnym spojrzeniem i cichymi pomrukami, kiedy to przebiegałam palcami między tymi perfekcyjnymi włosami.
-Myślę, że w życiu nie zaprosiłbym Cię na randkę.-zaczął.-Cholera, ja nie zaprosiłbym Cię gdziekolwiek!
Mój wzrok był teraz pusty i smutny.
-Oh, kochanie.-natychmiastowo usiadł, przygarniając mnie na swoje kolana. Złapał moją dłoń, po czym muskając moją twarz swoimi palcami, kontynuował dalej.
-To nie dlatego, że mi się nie podobałaś. Nie ukrywajmy, wtedy i ja i ty, byliśmy strasznie upierdliwi i wkurzający. Nie mieliśmy nawet powodu naszych równie idiotycznych kłótni.
Pokręciłam z dezaprobatą głową, powoli wtapiając się w jego ciepłe ciało.
Uwielbiałam się przytulać i jeśli robiłam to z Justin'em, miałam wrażenie, że jestem co najmniej w niebie.
-Kocham Cię cholernie mocno, Justin.-szepnęłam.
Jest tym, który sprawia, że czuję się jak w filmie.
Jest tym, który jedyny kołysze moim światem.
Mogę spojrzeć w jego oczy, zanim wzejdzie słońce i poczuć jak jesteśmy zaplątani w miłości.
Nasze ciała stykające się ze sobą, biją jak jedno serce.
Biją tym samym rytmem.
Nasze życie, otoczone jest kłamstwami i ludźmi, którzy za dużo mówią, ale my jesteśmy prawdziwi.
Fałszywość wszystkich rzeczy znika, kiedy bierze oddech, zatrzymując wzrok na mojej osobie i przytykając usta do moich.
Inni znikają, kiedy jest ze mną.
Moje zmysły budzą się, kiedy tylko spojrzę na niego i zdam sobie sprawę, że jest perfekcyjny.
Perfekcyjny dla mnie.
Nie jestem samotna, kiedy jestem z nim.
Mogę powiedzieć, że jest w porządku, kiedy tylko usłyszę jego głos.
Nigdy nie będziemy tak młodzi jak jesteśmy teraz i nie wiem czy to przetrwa.
Ale wiem, że teraz należę do niego.
-Dopóki mnie kochasz, będę twoją platyną. Będę twoim srebrem. Będę twoim złotem.*


*Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
*Justin Bieber-As Long As You Love Me
Dobra, teraz możecie mnie zwyzywać i mówić jak beznadziejne to jest.
Przysięgam, że postaram się wymyślić coś o wiele lepszego od tego.
Wszystko opierało się na tygodniu, więc teraz same moje pomysły dotyczą zakończenia, mimo, że tego nie chcę.
Dziękuję, za wszystko i przepraszam za tą niewielką przerwę lecz są wakacje i wiecie, że każdy potrzebuję odpocząć :)
Pozdrawiam!:)
+25 komentarzy. Dacie radę? 


piątek, 11 lipca 2014

PRZECZYTAJ TO WAŻNE!

Chcę Wam tylko powiedzieć, że rozdział 14 dodałam dzisiaj, tylko data dodania to 8 lipca, ponieważ post miałam w wersji roboczej i po dodaniu tak się stało.
Więc mogę tylko życzyć miłego czytania i liczę na dużo komentarzy od was :)

wtorek, 8 lipca 2014

Fourteen



Zachrypnięty głos, który usłyszałam, zbudził mnie dzisiejszego ranka. Momentalnie spojrzałam w bok, nikogo nie zauważając, ale lekkie wgniecenie w poduszce uświadomiło mi, że nareszcie jestem w miejscu, z którego w ogóle nie powinnam się ruszać.
Podniosłam swoje ciało z miękkiego łóżka, wcześniej zakładając pogniecioną koszulkę chłopaka. Nie miałam ochoty zbierać swoich porozrzucanych ubrań z ziemi, a że jego t-shirt był najbliżej, po prostu naciągnęłam go na siebie.
Stając w progu kuchni, zauważyłam szatyna, który sprawnie poruszał się po jej powierzchni, prawdopodobnie przygotowując nam śniadanie.
Cóż nasze wczorajsze powitanie, głównie opierało się na zamknięciu w sypialni, ale nie narzekałam.
Potrzebowałam go.
Po cichu, stanęłam za nim, obdarzając jego szyję, delikatnym muśnięciem.
-Audrey, musimy pogadać.-odparł, natychmiastowo się obracając.
Spojrzałam w czekoladowe tęczówki, wzdychając głośno.
Wiedziałam, jakiego rodzaju rozmowę przeprowadzimy.
Wskoczyłam na blat stołu kuchennego, pozwalając mu zacząć.
-Musisz mi wyjaśnić całą sytuacje z tym chłopakiem.
-Justin, to nie ja wysłałam Ci tą wiadomość. Owszem objął mnie ramieniem, ale gdybyś tylko tam był, wiedziałbyś, że tego nie chciałam. Zdjęcie dostarczyła Ci Caitlin właśnie z nim.
Jego oczy rozszerzyły się, jednak nie przerwał mi mojej małej, wyjaśniającej przemowy.
-Zatrudniła go, chociaż nie wiem czy to jest dobre słowo. W każdym bądź razie kazała mu mnie śledzić, żeby potem nawiązał ze mną kontakt, a ja miałam się w nim zauroczyć. Jednak nie zrobiłam tego, mając w głowie tylko Ciebie. Musisz mi uwierzyć, jestem zdruzgotana po tym co zrobili zwłaszcza, że uważałam Bloom za przyjaciółkę, więc twoje odtrącenie rozwaliłoby mnie doszczętnie.
Wzrok Justina złagodniał, pewnie dlatego, że moje oczy zaszły łzami, wyobrażając sobie kolejne dni bez niego.
-Shhh, kochanie.-mówił, przejeżdżając dłonią po moim policzku.
O mój boże.
-Powiedz to jeszcze raz.
Posłał mi łobuzerski uśmiech, opierając ręce po moich bokach, potem lekko się pochylając, dzięki czemu otulił mnie swoim ciepłym oddechem.
-Kochanie, kochanie, kochanie.-szeptał w moje ucho, delikatnie zahaczając o nie swoimi wargami.
Przyjemne dreszcze przebiegły przez moje ciało, które pod jego dotykiem, było jak sparaliżowane.
Nie czekając dłużej, ujęłam jego twarz w swoje dłonie, po czym zachłannie złączyłam ze sobą nasze usta.
Zaskoczony przez chwilę nie oddawał pocałunku lecz zaraz jeszcze bardziej na mnie naparł. Moje ręce odruchowo powędrowały na jego szyję, z czego jedna zatopiła się w jego włosach, zaczynając je mierzwić.
Ścisnął moje biodra, zmuszając mnie do objęcia go nogami w pasie. Nie przerywając naszego przyjemnego zajęcia, zaskakująco łatwo mnie podniósł.
Zachichotałam cicho, gdy niechcący, mocniej pociągnęłam za jego włosy, a on jęknął w moje usta.
-Kocham Cię, kochanie.
Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Teraz będziesz ciągle tak do mnie mówił?
-Mhm.-jedna iskierka, błysnęła w jego oczach, gdy oparł swoje czoło o moje, a nasze nosy, lekko się dotknęły.
-Też Cię kocham.


~*~
 
Stałam w kuchni popijając kawę podczas, gdy Justin postanowił przebrać się na górze.
Był taki słodki i uroczy, że gdyby nie postura człowieka, mogłabym pomylić go z jakimś rodzajem słodkości.
Usłyszałam głośne trzaśnięcie wejściowych drzwi, po czym ciężkie kroki kierowane właśnie w moim kierunku.
Zaraz w pomieszczeniu pojawił się zdyszany Butler, który od razu schylił głowę w dół, opierając ręce na kolanach.
-Justin!-krzyknął, na co podskoczyłam w miejscu.-Justin, Audrey przyjechała, a ty zamiast za nią lecieć, siedzisz i użalasz się nad sobą! Weź się w garść, stary!
Rozbawiona, zakryłam usta ręką, nie chcąc wybuchnąć śmiechem.
Użalał się nad sobą?
Chwilę potem chłopak zmęczony podniósł głowę, skupiając się na mojej osobie.
-Hej, Ryan.-machnęłam ręką w jego stronę, już nie mogąc powstrzymać cichego chichotu, wydobywającego się teraz ze mnie.
-Co ty tu...
-Czego do cholery się tak drzesz, debilu?-Bieber pojawił się koło mnie, dając mi krótkiego, przelotnego buziaka, łapiąc za kubek stojący tuż obok.
-Nie mogłeś mi powiedzieć, że wy tu razem, tylko musiałem zrobić z siebie totalnego idiotę?
-Już nim jesteś, nie widzę problemu.-odparł szatyn, w odpowiedzi dostając mordercze spojrzenie przyjaciela.-Po za tym nie było kiedy, wiesz...-w ruch poszły jego brwi, dzięki czemu moja ręką z mocnym uderzeniem, opadła na jego ramię.
-Rozumiem.-chłopak zaśmiał się, a ja wręcz czułam jak moje policzki stają się coraz bardziej czerwone.-To ja może nie będę przeszkadzać.-mrugnął do nas, po czym ulotnił się z kuchni.
Jednak nie minęło kilkanaście sekund, a jego głowa wyłoniła się zza framugi drzwi, z zadziornym uśmieszkiem.
-Szczęścia, gołąbeczki.-dodał i już całkowicie zniknął z naszego domku.

~*~


Dźwięczny śmiech chłopaka rozprzestrzenił się po całym salonie podczas gdy ja z założonymi rękoma na klatce piersiowej, zabijałam go wzrokiem.
W niewielkiej przestrzeni między nami, leżał stosik kart od gry „UNO”, a ja oczywiście musiałam dostać te najgorsze.
-Oszukiwałeś.-odparłam oburzona.-Nie wiem co Cię tak bawi.
Justin spojrzał na mnie rozbawiony, po czym odłożył wszystkie rzeczy na stolik stojący tuż obok.
-Niestety w tym chyba też byłbym lepszy od Ciebie.
-Gdybyś umiał normalnie potasować te karty, jestem pewna, że to ja śmiałabym się z Ciebie.
Zręcznie złapał mnie w talii, co spowodowało, że siedziałam bliżej niego, praktycznie stykając się z jego torsem.
-W takim razie, naucz mnie.
-Tego jak tasować karty, czy tego jak nie naśmiewać się ze swojej dziewczyny?- uniosłam jedną brew ku górze.
Z rozczuleniem obserwowałam, jak wydął dolną wargę.
Był cholernie uroczy i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
-Buzi.-mruknął, wykonywając dzióbek.
Przewróciłam oczami, ale jednak z zadowoleniem cmoknęłam jego usta. Potem owinęłam ręce wokół niego, sprawiając, że był w moim mocnym uścisku.
Jego luźna koszulka, perfekcyjnie opinała jego mięśnie, na co cicho westchnęłam.
Jak mogłam nie zauważyć tych wszystkich rzeczy, wcześniej?
-Kochanie?-mruknął, opierając brodę o moje ramię, które nadal szczelnie go owijało.
-Huh?
-Idziemy na plaże?
-Justin, robi się zimno.
Chłopak delikatnie odsunął moje ciało od swojego, po czym posyłając mi zwycięski uśmiech, szybko zwinął się z kanapy, zaraz zjawiając się z czarną, przekładaną przez głowę, bluzą.
Niechętnie wstałam, przejmując z jego rąk ubranie i nakładając je na siebie, splotłam ze sobą nasze palce. Patrząc w dół, lekko uśmiechnęłam się na ten widok.
Szatyn zamknął za nami drzwi i kołysząc naszymi rękoma raz w tył, raz w przód, ruszyliśmy w stronę wody.
Przechyliłam głowę do tyłu, napawając się świeżym powietrzem oraz obecnością chłopaka, który uparcie próbował uchronić swoje włosy przed wiatrem.
Śmiejąc się cicho, naciągnęłam na niego kaptur, obserwując jak ze skwaszoną miną, przechodzi do poważnej.
-Ten list był tandetny, prawda?-spytał nagle.
Przystanęłam w miejscu, wpatrując się w jego zażenowane tęczówki.
-Był uroczy i smutny, na swój sposób, ale na pewno nie tandety.
Chłopak patrząc w moje oczy z uczuciem, które wypełniało nas dwojga, minimalnie się do mnie zbliżył i trącając mój nos palcem, ledwo dotknął moich warg, swoimi.
Natychmiastowo puściłam się do biegu, słysząc tylko donośny śmiech za swoją osobą.
Właśnie teraz był ten moment, kiedy tak po prostu czułam, że żyję.
Dobiegając na sam brzeg, zamoczyłam nogi w wodzie i naciągnęłam mocno rękawy na dłonie. Kilka sekund potem, poczułam mocne ramiona, które szczelnie, objęły mnie od tyłu. Głowa Justin'a pojawiła się w zagłębieniu szyi i staliśmy tam jakiś czas, ciesząc się chwilą.
-Cieszę się, że jesteś tu ze mną.- cichy szept, dotarł do mojego ucha. Odwróciłam się w jego stronę i z ciekawością obserwowałam każdą rysę jego twarzy.
-Chciałeś wtedy wyjechać prawda?
-Cóż, ciężko było mi funkcjonować w miejscu, w którym,gdzie tylko bym nie spojrzał, coś zawsze przypominało mi o tobie.
-A teraz jesteśmy tu razem i wszystko nabiera nowego sensu.-dodałam, patrząc jak jego kąciki ust, nieznacznie unoszą się ku górze.
Chwilę potem poczułam nieprzyjemny podmuch wiatru, na co jeszcze bardziej się wzdrygnęłam. Widząc jak chłopak stoi w samym krótkim rękawku, zrobiło mi się głupio, że przeze mnie musi stać i marznąć.
-Chodźmy, bo zrobiło się naprawdę zimno, a ty nie zadbałeś o prawidłowy ubiór dla siebie
-Nie zadbałem, bo to Ty, jesteś moim słoneczkiem.-mruknął, po czym ponownie zatopił swoje wargi w moich.
Oh, cholera.
*Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
Cóż, ten rozdział jest przesłodzony, prawda?
(i krótki, tak wiem. nie musicie mi tego przypominać)
Ale po kilku rozdziałach oddalonych o tego typu rzeczy, należy Wam się odrobina słodkości.
Kompletnie nie mam pomysłu co dalej.
Jeżeli chcecie, możecie się ze mną skontaktować ;)
ask-klik
tt-HoranShesMine
Pozdrawiam! :)
ps. mam nadzieję, że dobijecie do takiej ilości komentarzy, która będzie jak na razie największą tutaj.

piątek, 4 lipca 2014

Thirteen


Justin's POV
Rozrywało mnie od środka.
Tak długo starałem się tłumić w sobie uczucia, ale za cholerę nie potrafię! Ta dziewczyna robi ze mną coś, czego nikt inny przedtem nie dokonał i widząc ją z jakimś lalusiowatym chłopaczkiem, mam ochotę zniszczyć wszystko co jest wkoło.
Powinna siedzieć ze mną pod ciepłym kocem, delikatnie przejeżdżając palcami po mojej klatce piersiowej podczas gdy ja zanurzyłbym rękę w jej włosach.
Ma wyobraźnia sięgała zenitu, wiedząc, że moja Audrey spędza czas z płcią przeciwną, która nie jest mną.
Tak bardzo pragnąłem przelać na kogoś swoje beznadziejne uczucia, że myśląc tylko o jednej fotografii, wrzuciłem zapełnioną kartkę do skrzynki.
-Co Ty właśnie zrobiłeś, Justin?-głos mojego przyjaciela, zmusił mnie do tego, bym odwrócił głowę w jego stronę.
-Ja...
-Napisałeś tam o swoich uczuciach, prawda?
Powoli kiwnąłem głową.
Użyłem wszystkich słów, które siedziały w mojej głowie od jej odejścia.
Napisałem co czuję.
Cholera!
-Nie jesteś zbyt romantyczny, stary.-Ryan klepnął moje ramię, kręcąc w dezaprobacie głową.
Bezsilnie kopnąłem w czerwoną skrzynkę, wydając z siebie głośny krzyk rozpaczy. Nie mogła tego dostać.
Nie mogła.
-Dlaczego podałeś mi ten pieprzony adres?-warknąłem, mocno szarpiąc koszulkę chłopaka.
-Zrobiłeś w końcu coś pożytecznego.-odparł.-Może nie koniecznie tak jak chciałeś, ale jeszcze mi za to podziękujesz.-lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy sprawiając, że moje ręce swobodnie opadły wzdłuż mojego ciała.
~*~

Zestresowany złapałem za szklankę zimnej wody, uważnie przyglądając się pomieszczeniu. W tej kuchni pokazałem jej treść wiadomości, do której nie zobowiązałem się.
Jeszcze kilkanaście dni temu, zaproponowanie dwóm nienawidzącym się osobom, spędzenia ze sobą całego tygodnia w jednym domku, było dla mnie idiotyczne.
A teraz sam chcę przeżyć jeszcze wiele takich tygodni w towarzystwie osoby, której nienawidziłem.
Osoby, która w tak krótkim czasie, stała się dla mnie tak ważna.
Ktoś mógłby pomyśleć, że to niedorzeczne.
Jak taki szczeniak, który nigdy nie był w poważnym związku, mógł na zabój, zadurzyć się w swoim wrogu numer jeden?
Sam nie wiem.
Stało się.
Audrey przejmuje każdą moją myśl i nawet gdybym chciał, nie mógłbym na to narzekać.
Czuję się niesamowicie, gdy kiedyś wypełniającą mnie pustkę, zajmuje właśnie ona.
Nigdy nie mówiłem otwarcie o tym co czuję, ale w tym wypadku, każdy mój czyn, dawał do zrozumienia, że czuję się paskudnie bez tej jedynej brunetki.
Przeważnie posiadanie dziewczyny, nie było dla mnie jakieś znaczące. Miałem jedną w wieku 15 lat i nie czułem się dobrze z myślą, że przez pieprzone pięć lat byłem sam. Potrzebowałem kogoś, kto nie pytając o zbędne rzeczy, usiadłby koło mnie i od tak przytulił.
I tak naprawdę taka osoba, przez cały czas była przy mnie, ale ja zaślepiony innymi rzeczami, nie potrafiłem jej dostrzec.
Przechyliłem głowę do tyłu, wlewając w siebie zimną ciecz.
Wewnątrz byłem zimny.

Teraz nikt nie ogrzewał mnie uczuciem.
Audrey's POV
24 godziny później.
-Audrey do ciebie!-głośny głos przyjaciółki, przerwał mi w pakowaniu rzeczy do walizki.
Tak, miałam zamiar wrócić, do miejsca, gdzie byłam w pełni szczęśliwa. Denerwował mnie ten cały Eddie. Siedział u nas w salonie i jak gdyby nigdy nic, urządzał sobie wesołe pogaduszki z Caitlin.
Zresztą dziewczyna też zachowywała się dziwnie. Na każdym kroku, spoglądała na mnie, pilnując czy przypadkiem nie spoglądam na tego idiotę.
Pośpiesznie weszłam do pomieszczenia, chcąc dokończyć moją wcześniejszą czynność. Bloom siedziała na kanapie, oczywiście w towarzystwie naszego nieproszonego gościa, trzymając białą kopertę.
Uniosłam jedną brew ku górze, gdzie w odpowiedzi dostałam tylko zwykłe wzruszenie ramionami. Chwyciłam ją w dłoń, po czym rozrywając papier, zauważyłam pochyłe pismo.
Rzuciłam dwójce spojrzenie, które mówiło by na chwilę pozostali cicho, potem uważnie zaczynając zbierać literki do kupy.


Audrey...
Teraz role się odwróciły prawda?
Tak jak ty pisałaś do mnie, teraz ja piszę do ciebie. Właściwie sam nie wiedząc dlaczego.
Dokładnie przed sekundą dostałem od ciebie wiadomość, która rozwaliła moją osobę na kawałki.
Po co wysłałaś mi to zdjęcie?
Po co kazałaś mi z siebie nie rezygnować?
Uwierz, nigdy bym tego nie zrobił, ale widzę, że ty bawisz się świetnie.
Nie chcę Ci tego zabraniać. Jedyne czego pragnę, to tego byś była szczęśliwa, a jeżeli ja nie mogę Ci tego zapewnić, to cieszę się, że znalazłaś kogoś, kto jednak uczyni Cię uśmiechniętą osobą.
Sam nie wiem, czy ten list jest moim pożegnaniem. Już wiem, że szanse na to byś wróciła są marne, patrząc jak siedzisz w objęciach tego chłopaka.
Pozdrów go i w moim imieniu powiadom, żeby traktował Cię tak, jakbyś była jedyną dziewczyną na tym świecie.
Jakbyś była księżniczką.
Moją księżniczką.
Dziękuję Ci za siedem niezwykłych poranków i za siedem niezwykłych wieczorów.
Cholera, wiesz jak bardzo powstrzymywałem siebie, żeby nie zadzwonić do Ciebie i błagać o powrócenie?
Przepraszam, za wszystkie słowa, które wypowiedziałem, gdy nasze relacje ograniczały się tylko do bezsensownych kłótni. Byłem okropnym dupkiem traktując cię w ten sposób.
Chciałbym stanąć kiedyś przed tobą i powiedzieć, że wszystko jest w porządku.
Ale, Aud...nie jest.
Moje uczucia stały się tak silne, że zabijają mnie od środka. Nie chcę stawać Ci na drodze, więc chyba po prostu dam sobie spokój, próbując zacząć od nowa.
To chyba wszystko.
Nigdy nie przypuszczałbym, że koniec czegoś o czym tak naprawdę nigdy bym nie pomyślał, może mnie tak boleć.
Powodzenia w dalszym życiu.
Kocham Cię.
Justin.
 
Zamknęłam oczy, po chwili znów je otwierając i wpatrując się w tekst przed sobą.
W moich oczach zbierało się coraz więcej łez, poznając po tym, że jedna z nich już zdążyła spłynąć mi po policzku.
Natychmiastowo wyciągnęłam telefon z kieszeni spodenek, sprawdzając wiadomości, które w ostatnim czasie mogłam wysłać do Justin'a.
I czas jakby stanął w miejscu.
Wiadomość została wysłana.
Wczoraj 19.57.
Z hukiem położyłam kartkę na stole i pokazując ekran telefonu w stronę dwójki, która uważnie się we mnie wpatrywała, próbowałam powstrzymać trzęsącą rękę.
To nie ja wysłałam te pieprzone zdjęcie.
-Kto do cholery wysłał to zdjęcie do Justin'a?!-wrzasnęłam.
Caitlin momentalnie wstała z miejsca, próbowała złapać mnie za ramię, jednak szybko się odsunęłam.
-To Ty?
-Audrey...
-Pytam się czy to Ty wysłałaś to zdjęcie.-syknęłam, zaciskając pięść.
Byłam zdruzgotana, zrozpaczona, a przede wszystkim zła.
Jak mogła zrobić mi takie świństwo?
-Niezupełnie.-mruknęła, zaczynając bawić się swoimi palcami.
-Co do cholery ma znaczyć „niezupełnie”?!-po raz kolejny podniosłam ton głosu, nie mogąc uwierzyć w całą tą sytuacje.
-Eddie to wysłał.
Wzięłam głęboki wdech, patrząc z rozczarowaniem na chłopaka lecz po chwili przeniosłam wzrok na dziewczynę, pozwalając jej kontynuować.
-Tak naprawdę poprosiłam go oto. Wtedy na ulicy też nie zatrzymał Cię przypadkowo. Mieliście się lepiej poznać, miał Ci się spodobać, ale Ty byłaś nieugięta. Widziałam jak cierpisz po odejściu od Justin'a. Audrey, chciałam dla Ciebie dobrze.
Wybuchnęłam sarkastycznym śmiechem.
-Justin się ze mną pożegnał, wiesz?-spytałam retorycznie.-Chłopak, do którego właśnie się pakowałam.
-Przepraszam.-spuściła głowę.
~*~

Ciągnęłam walizkę w stronę domku nad jeziorem. Wysiadając na miejscowym przystanku, ludzie wprost przeszywali mnie swoimi spojrzeniami.
Byłam sama, z walizką w dodatku pod moimi oczami były ledwo widoczne plamy od tuszu.
Nie fatygowałam się by zmienić makijaż, po prostu niestarannie go zmyłam.
Teraz najważniejszy był Justin.
Wybiegłam z domu, nie patrząc na moich zakłamanych towarzyszy.
Caitlin nie pomoże nawet dobre wytłumaczenie.
Jeżeli chciała mojego dobra, mogła po prostu poczekać, aż sama zdecyduję co chcę zrobić ze swoim życiem.
A ona zrobiła coś, czego nigdy bym się po niej nie spodziewała wiedząc, że w moim pokoju pakuję się by być gotową do wyjazdu.
W oddali zobaczyłam tak dobrze znane mi miejsce i samochód, który na moje oko miał otwarty bagażnik.
Moje nogi przyśpieszyły, dzięki czemu biegłam, ledwo utrzymując równowagę.
Zobaczyłam go.
Wkładał torbę do pojazdu, po czym zamknął klapę i , gdy poprawił swoje perfekcyjnie ułożone włosy, miałam wrażenie, że zaraz wsiądzie i odjedzie.
Emocje buzowały we mnie, powodując, że byłam jednocześnie podekscytowana i przestraszona.
Musiałam go zatrzymać.
-Justin!-krzyknęłam. Mój głos stanowczo odmawiał posłuszeństwa, być może przez ciecz, która ponownie gromadziła się w moich oczach.
-JUSTIN!-powtórzyłam głośniej, obserwując jak chłopak odwraca się w moją stronę.
Puściłam walizkę, widząc jego oczy.
Zaczęłam biegnąć szybciej, patrząc jak się do mnie zbliża.
Wpadłam w jego ramiona, cicho szlochając.
-Wróciłaś...-szepnął, układając swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi.
Mocniej zacisnęłam swoje ręce na jego koszulce, wzdychając jego niesamowity zapach.
-Też Cię kocham, rozumiesz?-mówiłam, a moja klatka piersiowa drgała od płaczu.-Kocham Cię.
 
*Jeżeli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
Istna bezsensowna beznadzieja.
Chcę wam powiedzieć, że wszystko co chciałam napisać na tym blogu - napisałam.
Nie wiem co robić dalej, ale oczywiste jest to, że raczej nie warto kończyć opowiadania na 13 rozdziale.
Postaram się wymyślić jakiś ciąg dalszy, może wyjdzie mi to lepiej od tego co dodałam teraz.
I wiem, że notki są krótkie, ale no, dłuższych nie potrafię napisać.
ask-<klik>
tt- @HoranShesMine
Zostawcie swoją opinie na dole.
Pozdrawiam! :)