środa, 30 kwietnia 2014

Four

Wtorek
Audrey's POV
Leżałam plecami na łóżku, próbując uporządkować swoje myśli. Stanowczo nie powinnam czuć się tak jak teraz. Nie dochodziło do mnie nic. Czułam jego dotyk, widziałam jego oczy, popadłam w paranoje.
Całowaliśmy się.
My naprawdę to zrobiliśmy, a ja byłam zauroczona jego zaklęciem. Praktycznie wtargnął do mojego życia, jak niszcząca kula, przewracając wszystko do górny nogami.
Czuję jak coś się we mnie wzbiera i wywołuje dreszcze przechodzące wzdłuż moich nóg. To zdecydowanie przyjemne, ale nienawidzę tej świadomości, bo wiem czym jest to spowodowane. Niestety już zaraz czuję jak wypływa ze mnie to cholernie niedorzeczne uczucie. Rzeczy które chcę teraz spróbować, to ponownie jego wargi na moich.
Zawsze będę ich pragnąć.
Ja i on to porównanie dwóch wybuchających wulkanów, a każdy kolejny dzień to jedna, wielka, niepewność. Tylko, że to właśnie to tworzy specyficzną więź między nami.
Nie mogę żyć w kłamstwie, uciekając od życia. Mam dość niepewności.
Pragnę go.
To jest jak pościg za szczęściem, za które musimy płacić bólem. Sposób w jaki sprawił, że moje życie płonęło, był zaskakujący. Wciąż słyszę głosy w moim umyśle, mówiące mi, że to wszystko jest zaprzeczeniem. Wydaje mi się, że po prostu straciłam równowagę. Najgorszym jest to, że ewidentnie chcę ją tracić dalej.
Kłótnie z nim są jak próba rozwiązania krzyżówki i zdanie sobie sprawy, że nie ma prawidłowej odpowiedzi. Jesteśmy wolni, zmieszani i samotni w tym samym czasie.
To żałosne i magiczne.
Żałowanie przebywania z nim, było jak pragnienie, które teraz odczuwam. Dlatego on wiruje w mojej głowie. Tak naprawdę nigdy nie wiedziałam, kiedy nadszedł. Po prostu był.
Teraz jesteśmy sami. Tylko ja i on. W jednym domku.
~*~
Założyłam na siebie białą koszulkę na krótki rękawek oraz brązowe rurki. Związując włosy w długiego warkocza opadającego na jedno ramię, wyszłam z pokoju. Moje długie rozmyślenia i tak poprowadziły do jednego.
Jego pokój.
Nogi natychmiastowo trzęsąc, ugięły się. Nie wiem co zrobię. Wejdę i co dalej?
Chyba nie będę milczeć jak głupia.
Wzięłam jeden głęboki wdech, delikatnie uderzając o powierzchnie drzwi. Spuściłam głowę, czekając na jakiekolwiek ruchy. Może nie powinnam tu przychodzić, dać sobie spokój i...
-Audrey?-usłyszałam szept nad moją głową, więc od razu ją uniosłam. Zdekoncentrowana spojrzałam na jego zdziwioną twarz.
Cholera! Dlaczego wcześniej nie pojęłam, jak bardzo perfekcyjnie wygląda?
-Um, ja...
-Wejdź.-przerwał mi, przesuwając się w bok. Posłałam mu lekki uśmiech, po czym wkroczyłam do środka. Pokój nie różnił się zbytnio od mojego. Jedynym szczegółem było to, że miał plazmowy telewizor. Nie wiedząc co robić, usiadłam na łóżku, kiedy on usadowił się naprzeciwko mnie.
-Chyba wiem o czym chcesz porozmawiać.-powiedział, drapiąc się po karku. Najwyraźniej nie tylko ja jestem zdenerwowana.-Nie mam zamiaru za to przepraszać.-dodał.
-Nie powinieneś.-uparcie odczytywałam przekaz z jego tęczówek. Między nami zapanowała niezręczna cisza. Znów spuściłam wzrok na swoje dłonie, bawiąc się bransoletką. Nienawidziłam takich momentów.-Dlaczego to zrobiłeś?-spytałam.
-Chciałem coś sprawdzić.
-Okej.-mruknęłam tylko.
-Spójrz na mnie.-zdezorientowana zrobiłam to o co poprosił. Nie, on tego zażądał.-Nie wiem jak to ująć, ale mi się to, no ten...podobało.-szepnął niepewnie i nagle znalazł się bliżej mnie. Momentalnie poczułam uczucie gorąca w moim organizmie.
-Ta, mi też.-powiedziałam, obserwując jak jego źrenice znacznie się powiększają. To był szok, tak jak dla mnie, tak i dla niego. Przecież my się kurde nienawidzimy!
A może raczej nienawidziliśmy?
-Więc...-przybliżył się jeszcze bardziej, natarczywie mi się przyglądając.
Zresztą ja robiłam to samo.
Dłonią musnął mój policzek podczas gdy ja znalazłam w jego oczach jedną, błyskającą, iskierkę. 
Czy w moich też ona była?
Pochylając się, przygryzł delikatnie moją górną wargę, potem łącząc nasze usta w subtelnym pocałunku. Niesamowite uczucie. Słodkość na moich wargach i chęć czucia więcej. Przechodzące dreszcze, to było coś na co tyle czekałam.
Nie miałam wątpliwości.
Chciałam tego.
-Czy to też Ci się podobało?-szepnął w moje wargi. Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, tylko pokręciłam głową, na znak potwierdzenia. Nie wyparłam się. Potrzebowałam tego.
-Co teraz zrobimy?-zapytałam. Miałam poczucie winy, że złamałam dane słowo Caitlin, ale pragnienie natychmiastowo wszystko ugasiło.
-To.-mruknął, ponownie odnajdując moje usta. Delikatnie położyłam się na miękkim łóżku, wciąż będąc zajęta przyjemną czynnością. Złapałam rąbek jego koszuli, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
Cholera, co my robiliśmy?
Słyszę dźwięk mojego głosu, proszącego o więcej. Nie ma wątpliwości.
Wariuje, pod wpływem jego dotyku.
Przygryzł moją wargę, tym razem dolną, po czym zwisając nade mną, uśmiechnął się uroczo. Nadal zastanawiałam się, jak to możliwe, że nie zauważyłam tego wcześniej. Czy ta cała akcja z chorą propozycją, musiała sprawić, że czułam się tak jak teraz? Nie mogły ominąć nas kłótnie, tylko musieliśmy powiedzieć sobie parę niepotrzebnych słów, by w tej chwili całować się w domku nad jeziorem?
Łapię powietrze. To świetne uczucie.
Jego oczy dokładnie lustrowały moje, wzbudzając we mnie jeszcze większą fale przyjemności. Nerwowo przygryzłam usta, patrząc na niego. Nigdy nie pomyślałabym, że będę zdenerwowana w ten sposób, przez Justin'a.
-Nie rób tak.-dotknął kciukiem mojej wargi, uwalniając ją z „uścisku”.
-Dlaczego?
-Dekoncentrujesz mnie.-zachichotałam, co powtórzył. To było cholernie urocze.
Zniżył swoją głowę, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
-Czemu czuję się tak dobrze?
-Może jesteś chory.-rzuciłam rozbawiona. Naprawdę sprzyjało mi to co się działo. Nie kłóciliśmy się, poza tym wytworzyliśmy niesamowitą atmosferę, której za nic nie chcę zniszczyć.
-Tak, zdecydowanie.-droczył się. Moja ręka wylądowała na jego ramieniu w efekcie uderzenia.
-W takim razie oboje potrzebujemy lekarza.-szepnęłam, na co otarł czubek swojego nosa, o mój. Oburzona skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc jak unosi się i wędruję w stronę wyjścia. Poprawiłam mój stan, po czym również wstałam i nie patrząc na niego, zeszłam po schodach.
-Spokojnie. Jeszcze zdążysz się mną nacieszyć!-usłyszałam, a uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.
~*~

Weszłam do domku, po krótkim spacerze. Musiałam przemyśleć sobie wszystko, ale i tak nie byłam w stanie. Za dużo się dziś wydarzyło, ale nie powiem, że mi się nie podobało. Nie widząc nikogo w salonie, ruszyłam schodami na górę. Nie rozważając do końca mojej decyzji, po prostu chwyciłam za klamkę, za chwilę znajdując się w znanym mi wnętrzu.
Położyłam się po jednej stronie wygodnego łóżka, przez jakiś czas po prostu leżąc w ciszy.
-Chodź do mnie.-przyjemny dla uszu głos Justina, wypełnił pokój. Przekręciłam głowę w bok, lekko się uśmiechając. Przeniosłam swoje ciało by spoczywało tuż obok niego, po chwili kładąc głowę na jego torsie.

Ta ścieżka jest lekkomyślna, ale właśnie zaczęłam żyć, nie patrząc czy ma to jakikolwiek sens.

  *Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
Uszanowanko!
Nie wiem czy odpowiada Wam taka długość rozdziału, ale jak coś postaram się pisać dłuższe.
Przede wszystkim czekam na Wasze opinie.
Pozdrawiam :)

niedziela, 27 kwietnia 2014

Three

Poniedziałek

Stałam przed lustrem mając ochotę się wycofać, ale nie mogłam.
Nie mogę też zaprzeczyć, bo jestem tutaj właśnie teraz, nie mogąc się zdecydować.
Nie wiedziałam, czy zejść tam i najzwyczajniej w świecie w ogóle się nie odzywać. Nie ukrywam, że ta cisza mnie zabijała. To wszystko było chore. Skoro mamy spędzić tak cały tydzień, to wolę na własnych nogach udać się do Stanford
Miałam na sobie luźną, czarną bokserkę oraz białe dresy z kremowymi paskami po bokach, zwężane na kostkach. Makijaż oszczędziłam, a włosy zwykle rozpuściłam.
Biorąc ostatni wdech powietrza, wyszłam z pokoju. Tak jak myślałam, chłopak siedział na kanapie, oglądając coś w rodzaju porannych wiadomości. Rzuciłam mu jedno nieodwzajemnione spojrzenie, po czym zajęłam się przyrządzaniem sobie kanapek. Nie wiem czy był głodny, ale ja mu jeść robić nie będę. Ma rączki i nóżki, samodzielność się kłania.
Czasem patrzę na niego i tak po prostu mam wątpliwości czy podejść. Odczuwam dziwny lęk, przed odezwaniem się, bo nie wiem jak zareaguje. Zawsze może wybuchnąć, zaczynając nową kłótnie lub po prostu nie odezwać się.
Chciałabym, żeby ktoś, przez jeden dzień pozwolił mi mówić to co chcę. Przyrzekam, że wykorzystałabym tą możliwość w stu procentach.
Zabrałam przyszykowane jedzenie i wygodnie usadowiłam się po drugiej stronie, kanapy. Justin mruknął coś pod nosem, po chwili uważnie mi się przyglądając.
-Co?-syknęłam coraz bardziej podirytowana jego zachowaniem.
-Nic.-odparł.-Chciałem zapytać czy masz jakieś plany na dziś.
Dobra, to była zdecydowanie najdziwniejsza rzecz, która mi się przytrafiła.
-Czy Ty próbujesz być miły?
-To dziwne?-zapytał głupio. Gdybym to ja zaczęła być miła w stosunku do niego, to może aż tak nie byłabym zdziwiona, ale to Justin próbuje taki być.
-Bardzo.-zaśmiałam się, odkładając pusty talerz na stolik.
-Jesteś wredna.-stwierdził.
-Nie tak jak Ty.
-Staram się, ale jak widać, tobie to nic nie pasuje.-warknął, zaciskając delikatnie pięści. Byłam zdezorientowana jak nigdy wcześniej.
-W co Ty pogrywasz Bieber?-spytałam, będąc w lekkim szoku. Wczoraj mnie nienawidził, a dzisiaj tak po prostu próbował nawiązać ze mną rozmowę? Przykro mi, ale w cuda nie wierzę.
-W nic.-powiedział obrażony, wstając i schodami udając się na górę.
Co do cholery właśnie się stało?

Justin's POV
Próbowałem.
Próbowałem być miły dla jej osoby, ale jest tak strasznie frustrująca. Nie mam pojęcia co mam robić dalej, skoro to i tak nie przynosi żadnych rezultatów. Nie tylko ona jest zmęczona tym wszystkim, ja również. Ale czy nie warto spróbować zakończyć ten konflikt i zacząć z zupełnie nową kartą?
Obawiam się, że nie myśli o mnie, tak samo jak ja myślę o niej. Bywa, że potrafię być irytujący, ale jestem człowiekiem, każdy ma coś takiego w sobie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to kompletnie bezsensu.
Bo przecież, zaczynam myśleć o niej, całkiem inaczej, niż powinienem.
Nigdy nie interesowało mnie, co robi...nie interesowało mnie nawet to czy istnieje! Ale cholera, wszyscy się zmieniliśmy, a ona jak na złość stała się jeszcze bardziej denerwująca. Jednak to sprawiało, że jakaś magnetyczna siła, ciągnęła mnie do niej, a ja nie potrafiłem się sprzeciwić.
Do tego ten idiotyczny pomysł. Naprawdę, chciałem odpocząć od myśli zaprzątających moją głowę, a zamiast tego dwójka moich przyjaciół, wpakowała mnie w to gówno. 
Często pojawia się pytanie, co właściwie w niej lubię.
Lubię jej uśmiech.
Lekko czerwone policzki, gdy zaczyna się denerwować.
Sposób w jaki mnie obraża myśląc, że jej się udało.
Cholera, tego jest zdecydowanie za dużo! Jednak nie lubię, gdy przygryza wargę, bo tym samym wyprowadza mnie z równowagi. Ta dziewczyna ma dziwny wpływ na mnie, ale to nie znaczy, że zaczynam w jakiś sposób ją lubić. Stanowczo nie. Wiem, że jestem frajerem pod tym względem. Nie raz miałem ochotę krzyknąć lecz w ostatniej chwili, gryzłem się w język.
Nie koniecznie jestem takim, za którego mnie uważa.
Chciałem spróbować rozmawiać, nie wszczynając kłótni, ale jak widać na marne się starałem. Jeśli nie będziesz płynąć, utoniesz. A ja kończę kłamiąc, gdy mówię te wszystkie okropne rzeczy.
Zdecydowanie jestem rozdarty na dwie część i wiem, że tak po prostu nie mogę przestać o niej myśleć.
~*~
Nałożyłem na siebie szarą, rozpinaną bluzę, która idealnie pasowała do białego T-shirt'u i czarnych dżinsów. Nogi ozdobiłem białymi suprami, po czym wyszedłem z domku, siadając na przednich schodkach.
Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Gdy tylko Audrey stanęła na mojej drodze po raz pierwszy twierdziłem, że jest niezła, ale potem zaglądnąłem głębiej i od tamtej pory ciągniemy rutynę nienawidzenia się. Lecz od jakiegoś czasu zaczęła mnie, no nie wiem, pociągać?
Tak, chyba tak.
Momentalnie widząc ją, budziły się we mnie skrajne emocje. I nie były one tylko negatywne. Sprawiała, że stawałem się jedną, wielką, mieszanką wybuchową. Wcale mi się to nie podobało. Nie chciałem czuć się w ten sposób. Obawiam się, że wariowałem.
Nie umiem tego kontrolować, to ewidentnie przejmuje nade mną władzę. To wszystko jest dla mnie nowe, ale wiem, że nie mogę zwalczyć tego cholernego uczucia. Albo po prostu nie wiem, jak inaczej to podsumować. Scenariusz tego wszystkiego został napisany, a ja nawet nie mam możliwości, by rozedrzeć to na strzępy.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby cofnięcie się o kilka lat wstecz. Wtedy wszystko było takie beztroskie. Nie martwiłem się o swoje uczucia, byłem dzieckiem, które potrzebowało zabawy. A teraz? Teraz jestem chłopakiem, który aktualnie nie wie co ma ze sobą zrobić. Gdzieś w głębi mnie, nadal siedzi mały dzieciaczek, ale najwyraźniej ma chwilową przerwę.
Westchnąłem, przeczesując dłonią włosy. Zabiję Ryan'a i Caitlin przy najbliższej okazji. Zmusili mnie do myślenia o rzeczy, która przyznaje, nie jest moim ulubionym tematem.
Nawet nie wiem czy kiedykolwiek ją zraniłem, ale sądząc po moich niektórych słowach, skierowanych w jej stronę, mogę wywnioskować, że zrobiłem to nie raz. Mogę przyrzec, że nie robiłem tego celowo. Mimo że się kłócimy, nadal pozostaje osobą, z którą spędzam większość swojego czasu.
Chciałbym wiedzieć jaka jest odpowiedź na to wszystko, ale chyba nadal takiej nie ma. To cholernie pokręcone i temu akurat nie zaprzeczę.
Zrozumiałem, że możemy doprowadzić to do końca. Pozostaje pytanie:
Czy tego właśnie chcę?
Natychmiastowo wstałem z zimnej posadzki i szarpnąłem za klamkę. Nie wytrzymam, jeżeli teraz nie dowiem się, jaki to mam sens. Nie mogę dłużej trzymać tego w sobie, pragnę wiedzieć na czym stoję.
Mój wzrok wędrował po całym pomieszczeniu, gdzie nie było ani śladu po czyjejś obecności. Spoglądnąłem na schody i to był ten moment. Czułem jak serce podchodzi mi do gardła i wcale nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie wyskoczyło. Pośpiesznie podszedłem do dziewczyny, łapiąc ją za rękę i nie myśląc kompletnie o niczym. Tak jakby moje myśli odleciały, dając mi spokój na tą jedną chwilę.
Kompletnie zdezorientowana odwróciła głowę, a ja nie czekając na nic innego, opadłem swoimi ustami na jej. Nie przejmowałem się konsekwencjami mojego czynu, zrobiłem to.
Zajęło chwilę za nim poczułem, jak Audrey odwzajemnia pocałunek. 
I wtedy zrozumiałem.
To tego chciałem.
To na to czekałem.
-Justin...-szepnęła, odrywając się.
-Shhh.-uciszyłem , ponownie łącząc nasze usta.
Zdecydowanie nie chciałem końca.

*Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
Cześć i czołem!
Co ja mogę powiedzieć?
Akcja musi być przyspieszona, biorąc pod uwagę to, że mają tylko tydzień.
Prawda?
Oczekuję waszych opinii!
Pozdrawiam :)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Two

Coraz bardziej zdenerwowana siedziałam naprzeciwko genialnej pary, słuchając ich monologu, na temat „Audrey i Justin, są tacy sztywni”. Nie jestem sztywna, po prostu trzeźwo myślę i rozważam wszystkie za i przeciw. Oczywiście, że więcej negatywnych myśli przychodzi mi do głowy, bo przecież ja i on, potrafimy wytrzymać ze sobą ledwo godzinę.
Naprawdę nie wiem co strzeliło im do tych łbów, żeby wymyślić tak głupią rzecz. Nie znosiłam tego kretyna, emocje buzowały w moim organizmie, gdy tylko stanął mi na drodze, dokuczaliśmy sobie bez przerwy. Czy to nie są wystarczające powody na to, żeby nie myśleć o nas, jako przyjaciołach?
-Dlaczego nie możecie chociaż raz, sobie odpuścić?-spytał Butler, po raz kolejny, próbując namówić mnie i chłopaka, na to co wymyślili.
-Ryan, błagam.-westchnęłam.-Czy ty masz oczy? Nie widzisz naszych relacji?
-Widzę i dlatego to zaproponowaliśmy.
-Przecież my się tam pozabijamy.-wtrącił Justin.
-Nie przesadzaj.-mruknęła Cait.
-Justin ma rację.-przyznałam, pierwszy raz w życiu.-Przyjaźń z nim, wcale nie jest potrzebna mi, do szczęścia.
-Wzajemnie.-odgryzł, patrząc na mnie. Właśnie tak to wygląda. My to ciągłe dogryzanie, nie myślimy nawet o tym, by być dla siebie miłym.
-Wymiękacie?-przerwał nam Ryan. Spojrzałam na niego i posłałam mordercze spojrzenie. Dobrze wiedział, że nasza dwójka nienawidzi przegrywać. Gdybym teraz się wycofała, przypominałby mi o tym na każdym kroku, a ostatnie czego mi brakuje, to dokuczający przyjaciel. Jednak ta propozycja, nadal była absurdalna. Jak oni sobie to wyobrażali? Że nagle staniemy się nierozłączni? Błagam, mogą jedynie o tym pomarzyć.
-Stary, nie mam czasu na wasze żarty.-odparł Justin, wstając z kanapy i udając się do kuchni.
-Justin Bieber się poddaje? Czy ja śnie?-podpuszczał Butler. Ugh, w tym momencie nienawidzę ich wszystkich.
-Ja nigdy się nie poddaje.-zaakcentował drugie słowo, zatrzymując się w środku salonu. Spojrzał na mnie, wywracając oczami. Kolejna irytująca rzecz w nim.
-Więc dlaczego, nie możecie spróbować?
-Bo to głupie, idiotyczne, nienormalne, absurdalne i nie wiem co jeszcze. Jednak wasz pomysł ma same negatywne cechy.-powiedziałam teatralnie wyliczając na palcach. Obydwoje rzucili mi mordercze spojrzenia, myśląc nad tym, jak jeszcze można nas przekonać.
-Po prostu boicie się, że zaczniecie normalnie rozmawiać.-powiedziała Caitlin.-Waszą rutyną stały się kłótnie, więc zmieńcie to, a przynajmniej spróbujcie. Chyba nie tchórzycie.-dokończyła. Czy ona musi być tak strasznie upierdliwa?
-Ja nie tchórze.-zaprzeczył chłopak.-Po prostu, nie zgadzam się na wasz głupi pomysł.
-To wciąż, jedno i to samo, Justin.
-Wcale nie. To moje życie, mogę decydować o tym czego chcę, a czego nie chcę.
-Tchórzysz.-Ryan uparcie dążył do celu.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Po prostu się przyznaj.-powiedział stanowczo. Justin wypuścił powietrze z ust i westchnął głośno. Przeniósł wzrok na mnie, dzięki czemu mogłam zauważyć, że intensywnie nad czymś myśli. Zdecydowanie, to nie jest najlepszy wieczór mojego życia.
-Dobra.-powiedział w końcu, przeczesując ręką włosy.-Zgadzam się.
-CO?!-wrzasnęłam, momentalnie wstając. Czy on właśnie zgodził się na ich propozycje? Boże, a myślałam, że większym idiotą nie mógł być.-Czy Ty się dobrze czujesz? Nie, ja się nie zgadzam. Nie spędzę z tym idiotą całego tygodnia.-zaprotestowałam, machając rękami. Byłam zła? Byłam wściekła.
-Dzięki.-nie mogłam, nie wyczuć sarkazmu.
-Jak Ty mogłeś się na to zgodzić?!
-Audrey, posłuchaj. Nie musimy nawet ze sobą rozmawiać, ale nie dam im tej cholernej satysfakcji , że stchórzyłem.
-Nie wierze.-pokręciłam głową. To do mnie nie docierało. Jak miałam spędzić z nim tydzień w jednym domu, nie wariując?
-Czy Was wszystkich posrało?-spytałam.
-Czemu musisz być tak bardzo uparta?-odezwała się Cait. O nie.
-Ja uparta?-zaśmiałam się.-Okej, spędzę z nim ten tydzień.-powiedziałam twardo. Caitlin i Ryan przybili sobie zwycięską piątkę, natomiast Justin stał zszokowany. Sama nie wierzyłam w to co się stało. Ja naprawdę to zrobiłam, zgodziłam się...
~*~
Zamknęłam swoją walizkę, wzdychając głośno. Nie wiem co sobie myślałam, zgadzając się na to wszystko. To od samego początku było chorym pomysłem, ale najwidoczniej im to nie przeszkadzało. Perspektywa bycia pod jednym dachem, przez tydzień z tym człowiekiem, była czymś niemożliwym. Nawet jeśli mielibyśmy się do siebie nie odzywać, nadal było to idiotyczne.
Nie mam pojęcia, jak wytrzymam te siedem dni, ale czuję, że już po godzinie będę miała go dość. Od wczoraj mam kolejny dowód na to, że życie jest niesprawiedliwe.
-Gotowa?-głowa mojej przyjaciółki, wyłoniła się zza drzwi, szczerząc się, kiedy mi humor nie dopisywał. Nie odzywając się do niej ani słowem, wzięłam rączkę walizki do ręki i mijając ją w progu, zeszłam na dół. Wciąż byłam zła, za to co odwalili. Dobrze wiedziała, jak bardzo nienawidzę spędzać z nim czasu lecz sama wpakowała mnie w to wszystko. Była moją najlepszą przyjaciółką. Cholera, powinna postawić się na moim miejscu!
-Naprawdę będziesz się gniewać o takie coś?-spytała, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Takie coś?-prychnęłam.-Spodziewałabym się po tobie wszystkiego, ale nie tak głupiego pomysłu, Caitlin.
-No, przepraszam.-jęknęła.
-Obie wiemy, że nie jest to szczere.-powiedziałam, zakładając swoje czarne vansy. Miałam na sobie czarną bokserkę, dżinsowe szorty i zarzucony żółty, neonowy sweterek. Makijaż pozostawiłam bez zmian, czyli standardowo błyszczyk i czarny tusz do rzęs. Słysząc głośny klakson samochodu, skarciłam w myślach wszystkich ludzi, żyjących na tym świecie.
Zaczynamy najgorszy tydzień w moim życiu.
~*~

Po godzinnej jeździe, którą spędziliśmy w ciszy, zatrzymaliśmy się pod niewielkim domkiem przy jeziorze. Nie zaprzeczę, widok był cudowny, ale to i tak mnie nie uszczęśliwiało. Jedyne z czego się cieszyłam, to zero kłótni w czasie jazdy. Myślę, że każde z nas ma dość tej sytuacji. W tym tygodniu moglibyśmy robić o wiele więcej lepszych rzeczy, niż siedzenie tutaj we dwójkę.
Zatrzaskując drzwi, podeszłam do bagażnika i nie czekając na chłopaka, wyciągnęłam swoją walizkę. Naburmuszony zrobił to samo, po czym nie patrząc na mnie, wyjął z kieszeni klucze i wszedł do domku.
Jeżeli tak to ma wyglądać, to zapomnę jak się mówi.
Ruszyłam tam gdzie on i już po chwili znajdowałam się w naprawdę przytulnym wnętrzu. Na środku stała kremowa kanapa, telewizor oraz kominek. Podłoga pokryta była miękkim, białym dywanem, natomiast z tyłu znajdowała się kuchnia. Po boku, dało się zauważyć schody, którymi pośpiesznie weszłam na górę. Nie wiedziałam, w którym pokoju będę spać, więc zauważając chłopaka wchodzącego do jednego z pomieszczeń, postanowiłam zaryzykować.
-Em...Justin?
-Co?-warknął, obracając się.
-Który pokój będzie mój?-spytałam, patrząc na jego postawę. Zwykle wybrałabym pierwszy lepszy, ale byliśmy w jego domku, dlatego nie chciałam naruszać czegoś prywatnego.
-Ten obok.-odparł, zamykając się.
-Okej.-mruknęłam sama do siebie, wypuszczając powietrze z ust.
Dwuosobowe łóżko, okno z widokiem na wodę oraz duża szafa przy ścianie. Nie wydaje mi się, żeby był to pokój dla jednej osoby, ale korzystam z tego co mam.
Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, wyjęłam z torby słuchawki oraz telefon i wyszłam, chcąc mieć chwilę na przemyślenie wszystkiego. Usiadłam na ciepłym piasku, koncentrując się na słowach piosenki. W sumie, mogłabym spróbować być w jakimś stopniu miłą, no ale nie ukrywajmy.
Justin jest, jaki jest.
On nie zna żadnych pozytywnych słów, a przynajmniej zapomina ich, kiedy zwraca się do mnie. Chciałabym, naprawdę bym chciała, żeby nasze stosunki były lepsze. Męczące jest ciągłe dogryzanie sobie. To się stało wręcz nudne, bo nie jesteśmy dziećmi, a właśnie tak się zachowujemy. Jednak nic nie mogę poradzić na to jak strasznie mnie irytuje.
Obojętnie mi to, czy będzie tak jak jest w tej chwili, ale nie ukrywam, że mogłoby być łatwiej. Było tyle momentów, kiedy po prostu chciałam wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo mam tego dosyć, ale zawsze cofałam się, twierdząc, że to i tak nic nie da. Jestem pewna, że ani trochę by się nie przejął.
Prawda jest taka, że ranimy się na okrągło. Przynajmniej niektóre wypowiedziane przez niego słowa, bolą mnie bardziej niż bym tego chciała, ale przyzwyczaiłam się do jego obecności, skoro spędzamy ze sobą większość czasu.
Sama nie wiem co się ze mną dzieje.
Pogubiłam się.
~*~
Chciałabym wiedzieć, co on myśli, gdy mijamy się bez słowa. Może wtedy byłoby mi łatwiej, przetrwać ten cały tydzień lecz wątpię.
To wciąż Justin.
Sięgnęłam po przezroczystą szklankę, nalewając do niej chłodnej wody. Oparłam się o blat stołu, patrząc przed siebie. Nie było we mnie żadnych pozytywnych emocji. Kompletna pustka.
-Zgadnij co ten idiota mi napisał.-Bieber stanął w kuchni, przyglądając mi się rozbawionym wzrokiem. Odezwał się do mnie pierwszy, nie wszczynając kłótni. Cud?
-No co?-spytałam, zakładając ręce na piersi.
-Patrz.-podał mi swój telefon. Niepewnie spojrzałam na ekran, zaraz wybuchając śmiechem.


Ale nie możecie się zakochać”

*Jeśli przeczytałeś-skomentuj :)*
---
Witam ponownie.
Dziękuję za komentarze pod rozdziałem pierwszym.
Te wszystkie słowa są naprawdę miłe.
Mam nadzieję, że teraz też się spiszecie.
Pozdrawiam :)

wtorek, 22 kwietnia 2014

One

Piątkowy wieczór, a ja ponownie szykowałam się na jedną z beznadziejnych, imprez. Nie byłam fanką tego typu rzeczy, jednak robiłam to tylko i wyłącznie ze względu na moją przyjaciółkę. Ta dziewczyna miała niestety jakiś cudowny dar przekonywania, że już po kilku jej słowach, ulegałam, a dopiero potem rozważałam tego konsekwencje. Lubiłam dobrą zabawę, to było oczywiste. Nie odpowiadała mi tylko atmosfera, na takich typu imprezach. Przepocone ciała, które czekają tylko na jeden z wolnych pokoi lub po prostu chłopcy, którzy muszą odreagować. Zdecydowanie, nie dla mnie.
Zarzuciłam na siebie, jasną, żółtą koszulę z lekko wyciętym dekoltem, którą włożyłam w kolorowo błyszczące spodenki z wysokim stanem. Na moich stopach widniały szpilki, podchodzące też pod koturny. Włosy postanowiłam zostawić w spokoju. Wystarczyło, że rozpuściłam je, a już delikatne loki, znalazły miejsce na moich ramionach. Usta potraktowałam zwykłym, bezbarwnym błyszczykiem, natomiast oczy pomalowałam jedynie czarnym tuszem.
Gotowa zeszłam po schodkach w dół małego mieszkania, które dzieliłam z Caitlin. Do szczęścia wystarczała nam, nasza obecność, więc nie widziałam w niczym problemu. Doskonale dawałyśmy sobie radę.
-Wciąż nie rozumiem dlaczego tak bardzo mi się sprzeciwiasz.- usłyszałam, od razu po wejściu do holu.-Wyglądasz niesamowicie.-Cmoknęła w moją stronę, ponownie spoglądając w lustro. Ubrana była w czarną koszule, przepasaną w pasie oraz dżinsowe szorty i szpilki, tego samego koloru co górna część jej ubrania, natomiast włosy związała w wysokiego koka. Skoro ja wyglądałam niesamowicie, nie wiem jak opisać jej wygląd.
-Dziękuję, ale spójrz na siebie.-rzuciłam, w odpowiedzi dostając jej wyciągnięty język.-Swoją drogą, idziemy z kimś jeszcze?-znając życie, nasza dwójka będzie miała towarzyszy. Ona wprost uwielbiała być w centrum uwagi, zwłaszcza na imprezach. Jednak to i tak nie zmieniało, mojego nastawienia.
-Tak, idą jeszcze chłopcy.
-Błagam nie mów, że mówiąc to, masz na myśli...
-Ryan'a i Justin'a.-przerwała mi, szeroko się uśmiechając, dzięki czemu mój mały humor, znikł w jednej sekundzie. We czwórkę tworzyliśmy coś w rodzaju paczki trzymającej się razem, oprócz mnie i szatyna. Nie znosiliśmy się, to za mało powiedziane. My się wprost nienawidziliśmy, nie mówiąc o tym, że każde kolejne spotkanie, kończyło się kłótnią i niepotrzebnymi słowami. Zazdrościłam przyjaciółce, tak dobrych relacji z nimi dwoma, bo to co było między mną, a Justin'em, było jak chęć zabicia w chwili spotkania się.
-Dobra.-przeciągnęłam.-Mieszkasz ze mną, sprzątam, czasami gotuje, nie jestem chamska, nie zagłuszam ciszy, więc czemu moje życie zostało wystawione na taką próbę?-jęknęłam. Brunetka zachichotała, patrząc na mnie i kręcąc głową w dezaprobacie.
-Moglibyście spróbować się zaprzyjaźnić.-zaproponowała, a ja nie mogąc się powstrzymać, wybuchłam śmiechem. Perspektywa mnie i chłopaka, dogadujących się, była czymś w rodzaju niespełnionego marzenia.
-Śnisz.
~*~
Stałyśmy pod w miarę dużym budynkiem, który wyróżniony był poprzez neonowe światła, świecące na samym czubku. Nadal nie byłam przekonana, do tego wszystkiego, dlatego w nadziei spojrzałam na swoją towarzyszkę, myśląc, że pozwoli mi odejść i zaszyć się pod ciepła kołdrą. Ale jak mogłam się domyśleć, nic takiego nie nastąpiło i już po chwili, ciągnięta byłam w stronę wejścia.
Głośna muzyka, dudniąca z ogromnych głośników, obiła się o moje uszy, zagłuszając wszystko co możliwe. Zapach alkoholu, doleciał do moich nozdrzy, ale to nie to było najgorsze. Mój wzrok powędrował do ludzi, którzy starali się być, jak najbliżej siebie. Jedno, stanowcze, NIE.
-Widzę ich, chodź.-znów szarpnęła mnie za rękę, kierując w stronę stolika, gdzie siedzieli nasi przyjaciele. No dobra, mój jeden przyjaciel.
-Hej.-mruknęłam siadając jak najdalej niego, co było niewykonalne, bo Caitlin od razu zajęła miejsce, obok Butler'a.
-Ktoś tu dzisiaj nie ma humoru.-zaśmiał się.
-Jak zwykle, zresztą.-usłyszałam jego głos. Mój umysł natychmiastowo zaczął powstrzymywać chęć rzucenia się na niego i rozszarpania, tutaj przy wszystkich.
-Zamknij się, Bieber.-syknęłam w jego stronę. Brązowe tęczówki, przeszywały mnie na wskroś, a ja wciąż nie mogłam odgadnąć, co się w nich dzieje. Wiem tylko, że on to jedna, wielka, mieszanka uczuć.
-Nadal nie rozumiem, jaki jest powód waszej nienawiści.-wtrącił Ryan.
-Chyba takiego nie ma. Po prostu moje nerwy nie wytrzymują jego widoku.-posłałam im sztuczny uśmiech.
-Poprawka.-jeżeli ten kretyn ma zamiar mnie poprawiać, to przyrzekam, że wyjdę z siebie. Jego gadki są na poziomie przedszkolaka, a do niego to jeszcze nie dotarło. Przykre.-Nie wytrzymują tego, jaki jestem niesamowity.
-Tak sobie wmawiaj.-prychnęłam.
-Już nie muszę, ale może ty zacznij.-mrugnął, wybuchając śmiechem. Puściłam jego uwagę mimo uszu, biorąc rurkę w swoje usta i sącząc napój, który stał przed mną. Skoro tak mogę się rozluźnić, to zaryzykuje.
~*~
Odeszłam od stolika, w celu znalezienia jakiejś toalety, w której nie zobaczę obściskujących się par. Myślę, że mówiąc iż zabiję moją wspaniałą przyjaciółkę, miałabym całkowitą racje. Dzisiejsza atmosfera sprzyjała chyba każdemu, prócz mnie. Nie miałam humoru do prowadzenia dokuczającej pogawędki z Justin'em, ale widzę, że on wręcz gotowy był, do zaczęcia tego. Po cholerę w ogóle tu przychodziłam? Mogłam raz, a porządnie, postawić się przyjaciółce, a zapewne siedziałabym teraz i miała chwilę dla siebie. Jednak jestem na tyle uległa, że wyszykowana przyszłam tutaj, zdecydowanie mając już dość, dzisiejszego wieczoru. Zazdrościłam wszystkim, którzy dobrze się bawili, bo spójrzmy prawdzie w oczy.
Mając tak denerwującego człowieka koło siebie, nie mogłam chociaż w małym stopniu bawić się, tak jak pozostali.
Wchodząc do jednej z „łazienek”, odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nie ma w niej innych osobników. Oparłam ręce po bokach umywalki, spoglądając przed siebie. Ciężko było stwierdzić jak się czułam. Byłam zdenerwowana, zmęczona, zła oraz miałam ochotę rozpłakać się tu i teraz. Nadmiar emocji po prostu mnie przytłaczał. Włożyłam dłoń pod chłodną wodę, którą zaraz przemyłam moją twarz. Zorientowałam się, że nie mam najmniejszej ochoty, dłużej przebywać w tym miejscu. Moje ciało chciało jak najszybciej opuścić ten budynek, więc bez zastanowienia ruszyłam do wyjścia, by poinformować przyjaciół o moim wyjściu.
-Ja już pójdę.-mruknęłam, podchodząc do naszego miejsca.
-No co Ty, zostań jeszcze.-Ryan poklepał dłonią kanapę, wskazując bym usiadła obok niego, co równało się z tym, że usiadłabym z powrotem na moim poprzednim miejscu.
-Nie, naprawdę nie mam ochoty na cokolwiek.-sprostowałam.
-Audrey.-zaczęła Cait.-Chwila i pójdziemy razem, a teraz nie wygłupiaj się i siadaj.-to jest właśnie ten moment, kiedy ponownie uległam jej osobie. Nienawidziłam tego. Skoro byłam zmęczona, dlaczego po prostu nie mogłam iść do domu?
-Będziesz musiała jeszcze się ze mną pomęczyć.-szepnął Justin, nachylając się do mojego ucha.
-Najwidoczniej.-odpowiedziałam, nie mając siły na kolejną kłótnie.
-Nawet nie wiesz jakie masz szczęście, mogąc przebywać w moim towarzystwie.
-Nazwałabym to inaczej.-spojrzałam na niego.-Pech.-wzruszyłam ramionami, na co wywrócił oczami i zajął się przeglądaniem czegoś w swoim telefonie. Jego zachowanie tak strasznie mnie denerwowało. Czasami potrafił być obojętny na wszystko go otaczające, a potem zgrywał ideał przed dziewczynami, które spotkał. Szkoda tylko, że ideały nie istnieją, a nawet gdyby to on byłby ostatnim. Nie da się ukryć, że jest przystojny, ale to chyba jego, jedyna pozytywna cecha. W sumie, mówię o Justin'ie. To na pewno, był jeden pozytyw.
~*~
Dziwne zachowanie Ryan'a i Caitlin, coraz bardziej zaczęło mnie interesować. Przyglądali się naszej dwójce, jakby co najmniej widzieli nas pierwszy raz w życiu. Irytowało mnie to, bo gdy tylko przenosiłam na nich wzrok, momentalnie udawali zainteresowanych rozmową.
-Dobra.-nie wytrzymałam.-Co wy kombinujecie?-spytałam głośno, skupiając także uwagę Justin'a. Spojrzał na nich tak samo dziwnie jak ja i zostawił swój telefon w spokoju.
-Nic.-odparli szybko.
-Przecież widzę, jak od kilku minut, nieustannie nam się przyglądacie.-wywróciłam oczami, kończąc to co powiedziałam. Szatyn zaśmiał się cicho z mojej reakcji, ale widząc mój karcący wzrok, od razu przestał.
-Nie.-przeciągnęła Cait.-Zdaje Ci się.
-Nie bawcie się z nami w te głupie gierki.-rzucił Justin, stając po mojej stronie. Czyli jednak, nie byłam jedyną, która zauważyła te natarczywe spojrzenia.
-Bo pomyśleliśmy, że...-zaczął Butler, na co oberwał w głowę, od dziewczyny siedzącej obok.-No co?-jęknął.-Przecież już się zorientowali.
-Ugh,mów.-burknęła, znów skupiając się na nas.
-Lubicie zakłady, prawda?-spytał. Naprawdę, robiło się coraz dziwniej.
-Ta i co w związku z tym?-odparł Bieber.
-Wasza dwójka, sami, tydzień, w jednym domku, stoi?-powiedział, szybko na jednym wydechu, że chwilę zajęło mi przetworzenie informacji, którą właśnie mi powierzył.
-CO?!-wrzasnęliśmy oboje, zwracając na siebie uwagę. Przysięgam, że wpadli na najgłupszy pomysł w historii. Co im w ogóle odbiło, żeby myśleć o czymś takim?
-Czy wy jesteście normalni?
-Dosypali wam czegoś do tych drinków, czy coś?-zapytał głupawo Justin, patrząc na nich.
-No weźcie.-zaczęła dziewczyna.-Byłaby fajna zabawa, poza tym, może wreszcie zaczęlibyście normalnie rozmawiać.-w tym momencie nie wytrzymałam i z moich ust wydobył się głośny śmiech. Zaraz potem dołączył do mnie chłopak i dosłownie, nie mogliśmy się powstrzymać. To było tak głupie, że nawet dziecko w zerówce, miałoby taką samą reakcje jak my.
No błagam, ja i Bieber, w jednym domku, przez cały tydzień. To tak cholernie absurdalne...

*Jeśli przeczytałeś - skomentuj :)*
---
Więc witam :)
Pierwszy rozdział, za mną. Mam nadzieję, że się spodobał.
Chciałabym, żebyście podzieliły się opiniami w komentarzach, bo muszę wiedzieć, czy pisać dalej lub dać sobie spokój.
Pozdrawiam :)